43-letni Lee Martyn i jego 3-letnia córeczka zginęli w szaleńczym zamachu w Plymouth w Wielkiej Brytanii. Kula dosięgła Lee, gdy próbował ocalić małą Sophie. Jak pisze "Daily Mail", zostali pochowani w jednej trumnie.

22-letni Jake Davison 12 sierpnia zamordował swoją matkę oraz cztery inne osoby w Plymouth w Anglii. Jatka na ulicach trwała 12 minut. Potem popełnił samobójstwo.


Wśród ofiar Davisona są Lee Martyn i jego adoptowana córeczka Sophie, którzy byli akurat na spacerze z psem. 43-latek zginął, próbując ochronić 3-letnie dziecko.

"Jakiś mężczyzna biegł z małym dzieckiem na rękach. Nie słyszałem, żeby krzyczał. Tylko biegł. Inny mężczyzna z pistoletem stanął 5 metrów za nimi, podniósł broń i strzelił uciekającemu w plecy. Ten upadł, zakrywając swoim ciałem dziewczynkę" - relacjonował jeden ze świadków.

Napastnik oddał do leżących jeszcze kilka strzałów z bliskiej odległości.

Lee Martyn i jego córeczka zostali przewiezieni do szpitala, ale na ratunek było za późno. "Daily Mail" pisze, że w tej samej placówce jako pielęgniarka na oddziale ratunkowym pracuje żona zastrzelonego mężczyzny. Feralnego dnia miała być w pracy.

Gazeta pisze, że para adoptowała małą Sophie dwa lat temu.

W poniedziałek w Plymouth odbył się pogrzeb Lee i Sophie. Zostali pochowani w jednej trumnie.