Niespodziewanie przyszłotygodniowy kalendarz spotkań byłego polskiego premiera wypełnił się spotkaniami z eurodeputowanymi. Doszło do tego po doniesieniach naszej korespondentki Katarzyny Szymańskiej-Borginon, że Donald Tusk lekceważy Parlament Europejski, nie spotyka się z przywódcami europejskich grup politycznych i grozi mu utrata stanowiska.

Niespodziewanie przyszłotygodniowy kalendarz spotkań byłego polskiego premiera wypełnił się spotkaniami z eurodeputowanymi. Doszło do tego po doniesieniach naszej korespondentki Katarzyny Szymańskiej-Borginon, że Donald Tusk lekceważy Parlament Europejski, nie spotyka się z przywódcami europejskich grup politycznych i grozi mu utrata stanowiska.
Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk (L) i prezydent Francji Francois Hollande (P) /Radek Pietruszka /PAP

Jeszcze kilka godzin wcześniej podczas rozmowy z dziennikarką RMF FM zapewniał: "Jestem przekonany, że bardzo dobrze wykonuje swoje obowiązki", oraz sugerował, że płynąca z parlamentu krytyka pod jego adresem, to kwestia rywalizacji unijnych instytucji. 

Niedługo potem opublikowano terminarz Tuska na przyszły tydzień, z którego wynika, że odbędzie on nawet po dwa spotkania  z eurodeputowanymi dziennie. Z kalendarza wynika, że Tusk chce wręcz nadrobić stracony czas. W najbliższy poniedziałek zaplanowano mu spotkanie z szefem liberałów Guy Verhofstadtem i szefem socjalistów Gianni Pitellą. Jak już w czwartek informowała nasza korespondentka, już wczoraj Pittella czuł się urażony, że do tej pory Tusk się z nim nie spotkał. A to w dużej mierze od europejskich socjalistów może zależeć, czy jego kadencja zostanie przedłużona do pięciu lat. 

Z kolei we wtorek Tusk ma się spotkać z przywódcami zielonych i konserwatystów, do których należy PiS. 

Tusk wyraźnie zrozumiał, że jeżeli  nie zostanie ponownie wybrany, to już za półtora roku może wrócić do kraju. A to dla niego niezbyt niepewna przyszłość - komentuje nasza korespondentka.