​Tureccy urzędnicy przekonują, że armia potrzebuje zaledwie kilku dni, by zakończyć przygotowania do "operacji lądowej" w północnej Syrii - podaje agencja Reutera. Od kilku tygodni Turcja wykorzystuje lotnictwo do bombardowania pozycji Kurdów w regionie. Ankara wielokrotnie przekonywała, że jest w stanie wysłać tam swoich żołnierzy.

Agencja Reutera, powołując się na tureckich urzędników, poinformowała, że tureckie siły zbrojne w ciągu kilku dni byłyby gotowe do przeprowadzenia inwazji. Wszystko zależy od rozkazu prezydenta (Erdogana) - powiedział jeden z rozmówców.

Turcja od dwóch tygodni prowadzi ataki lotnicze i ostrzały pozycji kurdyjskich na północy Syrii w ramach operacji Pazur-Miecz. Ankara przekonuje, że to odwet za atak terrorystyczny w Stambule, który miał miejsce 13 listopada. Zginęło tam 6 osób, a ponad 80 zostało rannych. Władze oskarżają o atak kurdyjskie organizacje takie jak Partia Pracujących Kurdystanu czy Ludowe Jednostki Samoobrony, choć żadna z nich się do zamachu nie przyznała.

Na północy Syrii działa także opozycja wobec dyktatora Baszara al-Assada, którą wspiera właśnie Ankara. Według tureckich urzędników, rebelianci byli gotowi do ofensywy przeciwko Kurdom już "kilka dni" po eksplozji w Stambule.

Jeden z urzędników przekazał także, że operacja lądowa w Syrii jest wymierzona w Manbidż, Kobani i Tall Rifat w celu "ustanowienia połączenia" między Turcją a obszarami kontrolowanymi przez protureckich rebeliantów. Dodał, że Ankara jest w kontakcie z Moskwą i Waszyngtonem w sprawie swoich działań. Obu tym stronom działania Turcji nie są na rękę - USA obawiają się bowiem, że zaostrzenie konfliktu w regionie podważy działania przeciwko Państwu Islamskiemu, a Rosja, że osłabi to pozycję wspieranego przez nich dyktatora Baszara al-Assada.

Na dzisiejszym posiedzeniu tureckich władz nie zapadła oficjalna decyzja o inwazji. Recep Tayyip Erdogan w przemówieniu po rozmowach nie szczędził jednak słów zapowiadających zaostrzenie działań.

Zobowiązujemy się zniszczyć organizacje terrorystyczne aż do ich ostatniego bojownika. Zatrzymano wiele osób związanych z atakiem (w Stambule) w kraju i za granicą - powiedział. Stwierdził także, że "nikomu nie powinny przeszkadzać" tureckie operacje wojskowe w regionie. Ponieważ w historii naszego kraju nie ma okrucieństwa, jest tylko sprawiedliwość, miłosierdzie i współistnienie - podkreślił.

Profesor Przemysław Osiewicz z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu w rozmowie z radiem RMF24 stwierdził, że oprócz rozprawienia się z kurdyjskimi milicjami Turcji zależy na stworzeniu "strefy buforowej" w Syrii.

To jest mniej więcej 30 kilometrów od linii obecnej granicy syryjsko-tureckiej. Takim planem docelowym jest przesiedlenie nawet około miliona uchodźców syryjskich, którzy w tej chwili przebywają na terytorium Turcji. Dużo się mówi w tym kontekście o takich masowych przymusowych wręcz deportacjach. Z jednej strony mamy do czynienia z takim pozytywnymi sygnałami i działaniami, jak chociażby wybudowanie w prowincji Idlib do tej pory ponad 60 tysięcy mieszkań. W planach - jak wspominał ostatnio prezydent Erdogan - jest budowa kolejnych 240 tysięcy mieszkań - powiedział.