Na Węgrzech wszyscy mówią tylko o jednym. Dzienniki telewizyjne w całości poświęcone są temu, co stało się w miejscowości Ajka. Tytuły gazet krzyczą o katastrofie ekologicznej. To wyglądało jak tsunami, czerwone tsunami. Po prostu straszne. Wielka katastrofa ekologiczna. Ratownicy ciągle szukają zaginionych - mówią mieszkańcy regionu w rozmowie z reporterem RMF FM.

Milion metrów sześciennych żrącej i trującej substancji wyciekło z huty aluminium w miejscowości Ajka. Czerwony muł zalał kilkadziesiąt kilometrów kwadratowych. Zginęło 5 osób, ponad 100 zostało rannych. Jednak ofiar może być więcej. Niektóre budynki zatopione były do wysokości jednego metra. Żrąca substancja porwała wiele samochodów, zalała drogi i tory kolejowe.

W zbiornikach pozostało jeszcze 30 milionów metrów sześciennych żrących odpadów. Ratownicy najbardziej obawiali się, że maź przedostanie się do potoków i rzek. Niestety, czarny scenariusz powoli zaczął się urzeczywistniać - nie pomagają specjalne zapory. Ratownicy wsypują do koryt rzek tony gipsu. Ma on związać trującą substancję. Jeśli to się nie uda, może ona przedostać się do Dunaju. To grozi niewyobrażalnymi konsekwencjami - donosi z miejsca katastrofy Maciej Pałahicki.

Padający od wczoraj deszcz, nie pomaga w opanowaniu sytuacji.