Tajemnicza, złowroga, nie z tego świata – tak o „strefie 51” mówią ci, którzy znaleźli się w pobliżu Rachel w stanie Nevada. To mekka poszukiwaczy UFO; właśnie tam miał trafić pojazd, który rozbił się podobno w pobliżu miasteczka Roswell.

Tak właśnie musi wyglądać miejsce określane „w środku niczego” - opisuje okolice „strefy 51” nasz amerykański korespondent. W promieniu 200 kilometrów pustynia, a samo Rachel to osada z zaledwie 60 osobami, kilka domów kilkanaście przyczep kampingowych i bar. Wszyscy mieszkańcy – jak przekonał się Jan Mikruta - zaklinają się, że UFO widzieli.

O, tak. Widziałem obiekty na niebie - zapewnia mężczyzna około czterdzistki. Jestem przekonana, że spotkałam trzy istoty z innego świata. Zdarza się też, że światło przenika tu przez drzwi - dodaje kobieta. Widziałem UFO. Dwa bardzo jasne pojazdy lecące do gwiazd - zaznacza inny bywalec baru.

Co tak naprawdę kryje „strefa 51” – nie wiadomo. Pewne jest tylko, że w strefie znajduje się baza lotnicza, a tam najprawdopodobniej najdłuższy na świecie pas startowy. Wg jednych US Air Force testuje eksperymentalne samoloty, wg innych to tak naprawdę UFO. Dziwne rzeczy tam widać. Jakieś latające obiekty, takie niby samoloty, ale nie wiadomo co to takiego - opisują mieszkańcy Rachel. Coś tam się dzieje, coś w czym uczestniczą kosmici.

Jak zaznaczają, w ściśle tajnym hangarze nr 8 mają być przechowywane pojazdy obcych. Inni zaś po cichu dodają, że w podziemnych bunkrach rząd przetrzymuje żywych obcych.

Niektórzy z okolicznych mieszkańców co noc wśród gwiazd wypatrują śladów UFO. Są gotowi wydawać tysiące dolarów na teleskopy i inne urządzenia obserwacyjne. Jednak żadnemu z amerykańskich poszukiwaczy obcych nie udało się jak na razie zdobyć niezbitego dowodu na istnienie UFO.