Strajk zapowiedziany przez pilotów portugalskich linii lotniczych TAP kosztował firmę ponad 10 milionów euro. Strata boli tym bardziej, że piloci odwołali zaplanowany na cztery dni protest. Niestety - dopiero 5 minut przed jego planowym rozpoczęciem.

Strajk miał się rozpocząć w piątek o północy. Piloci odwołali go dopiero w czwartek o 23:55, a portugalska spółka odnotowała straty w wysokości ponad 10 milionów euro. Jak poinformował przedstawiciel linii, sama groźba strajku spowodowała "paniczny odwrót" kilkudziesięciu tysięcy pasażerów od usług TAP. Poza tym w ostatnich dniach klienci masowo rezygnowali z biletów tej firmy. Według szacunków władz przewoźnika, z powodu braku pasażerów przewidziano odwołanie kilkunastu lotów. Cztery z nich już zostały odwołane. Spodziewamy się anulowania kolejnych lotów - poinformował Antonio Monteiro, rzecznik prasowy TAP.

Tymczasem kierownictwo Związku Zawodowego Pilotów Lotnictwa Cywilnego (SPAC) ostrzegło, że widmo strajku jest nadal realne. Piloci żądają kilkudziesięcioprocentowej podwyżki zarobków, dodatkowo przyczyną zapowiadanego protestu ma być "brak realizacji warunków porozumienia zawartego między pilotami TAP a rządem Portugalii w 1999 roku". Obiecano nam wówczas, że w sytuacji ewentualnej prywatyzacji spółki TAP od 10 do 20 procent jej udziałów przypadnie pilotom - podkreślił w komunikacie SPAC. Tymczasem w zatwierdzonym przez portugalski parlament budżecie na przyszły rok przewidziano sprzedaż 100 procent państwowych udziałów TAP, a w planie prywatyzacyjnym przewoźnika brak informacji o gwarancjach przekazania kilkudziesięciu procent akcji spółki dla jej pilotów.

Zdaniem prezesa spółki Fernando Pinto, negocjacje z przedstawicielami związku zawodowego pilotów są niezwykle trudne. Doprawdy trudno zrozumieć motywy tego protestu, gdyż piloci naszej spółki są dobrze opłacani. Myślę, że powinni oni otworzyć oczy i zobaczyć, w jakim stanie jest dziś nasz kraj. Każdy obywatel ponosi jakieś wyrzeczenia, tymczasem nasi pracownicy domagają się tylko przywilejów. Ten strajk jest kolejnym ekscesem portugalskich związków zawodowych - stwierdził Pinto.