​Zaproponowane przez Komisję Europejską negocjacje z Rosją na temat reżimu prawnego wobec morskiego odcinka Nord Stream 2 to niebezpieczny precedens, dający Moskwie szanse na uzyskanie wyłomów w unijnym prawie - uważa europoseł Jacek Saryusz-Wolski.

​Zaproponowane przez Komisję Europejską negocjacje z Rosją na temat reżimu prawnego wobec morskiego odcinka Nord Stream 2 to niebezpieczny precedens, dający Moskwie szanse na uzyskanie wyłomów w unijnym prawie - uważa europoseł Jacek Saryusz-Wolski.
Jacek Saryusz-Wolski /STEPHANIE LECOCQ /PAP/EPA

KE zapowiedziała pod koniec marca, że będzie chciała uzyskać od rządów unijnych krajów mandat do rozmów z Rosją, by wypracować porozumienie w sprawie stosowania podstawowych zasad prawa UE do morskiej części Nord Stream 2. Komisja uznała, że restrykcyjny, trzeci pakiet energetyczny, obowiązuje tylko wobec lądowej części gazociągu.

To niebezpieczne i wątpliwe. Taka umowa między UE i Rosją miałaby modyfikować prawo unijne? Tworzyć wyłomy w prawie unijnym wyłącznie dla Rosji? To bardzo niebezpieczny precedens. Wystarczy zastosować prawo unijne i problemu nie ma. Tak jak go nie było przy South Streamie - powiedział PAP Saryusz-Wolski.

Jak ocenił, KE zamiast proponować negocjacje, powinna jasno stwierdzić, że unijny trzeci pakiet energetyczny obowiązuje na wodach będących pod jurysdykcją państw członkowskich UE. Wody terytorialne to jest terytorium, jak sama nazwa wskazuje, i tu nie ma żadnych wątpliwości - podkreślił europoseł.

Komisja Europejska, która zawsze twierdzi, że stosowalność prawa unijnego jest nienegocjowalna, powinna unikać sytuacji dających powody do zarzutów o tegoż prawa selektywne i dyskrecjonalne stosowanie - dodał Saryusz-Wolski.

Polityk zwrócił uwagę, że np. Dania bardzo chętnie nie wyraziłaby zgody na realizację Nord Stream 2, gdyby miała za sobą KE. Jest bardzo dużo krajów, które są przeciwne, ale nikt nie chce ryzykować samotnego sprzeciwu - dodał.

Saryusz-Wolski uważa, że zwrócenie się do państw członkowskich Unii o mandat do rozmów z Rosją można wprawdzie odczytywać jako gest dobrej woli ze strony KE, ale z drugiej strony może to być "przerzucenie piłeczki" na stronę krajów unijnych. Dzięki temu urzędnicy z Brukseli będą mogli później obarczać stolice odpowiedzialnością za negatywne konsekwencje zaniechań.

(ph)