Eksperci lotniczy poważnie rozważają hipotezę, że katastrofę rosyjskiego Superjeta, do której doszło 9 maja w Indonezji, mogli spowodować Amerykanie - donosi gazeta "Komsomolskaja Prawda". Tabloid powołuje się na opinie specjalistów z wywiadu wojskowego, którzy podejrzewają Amerykanów o zagłuszenie przyrządów pokładowych samolotu.

Na lotnisku w Dżakarcie znajduje się baza lotnicza USA i dlatego Rosjanie nie wykluczają wersji o sabotażu. Gazeta powołuje się na specjalistę z zakładów Suchoja, który zdradza, że wśród ekspertów dyskutuje się o tym, czy Amerykanie nie mogli posłać jakiegoś sygnału, który obezwładniłby samolot. "Komsomolskaja Prawda" cytuje także jednego z generałów GRU, który stwierdził, że Rosja od dawna śledzi działalność lotnictwa USA w Dżakarcie. Wiemy, że Amerykanie mają specjalne systemy, za pomocą których można zagłuszać łączność i oddziaływać na pracę przyrządów pokładowych samolotów - stwierdził wojskowy.

Maszyna rozbiła się podczas lotu pokazowego

Suchoj Superjet 100 zniknął z radarów 9 maja podczas drugiego pokazowego lotu. Na pokładzie maszyny znajdowało się 48 osób. Wśród pasażerów byli dziennikarze, przedstawiciele ambasady Rosji i kół biznesu, czyli potencjalni nabywcy tego typu maszyn.

Samolot wystartował z lotniska w Dżakarcie o godzinie 14:21 czasu lokalnego (9:21 czasu polskiego) i miał tam powrócić po 50 minutach. Kontrola naziemna straciła z nim kontakt 21 minut po starcie, krótko po tym, jak załoga poprosiła o zezwolenie na obniżenie wysokości lotu z 3000 do 1800 metrów. Szczątki maszyny odnaleziono na Jawie.