Jeśli Rosja rozpoczęłaby wojnę na Bałtyku, to byłaby w stanie w ciągu trzech dni pokonać siły NATO. Tak wynika z analizy amerykańskiej organizacji think tank RAND, na którą powołuje się „Baltic Times”.

Jeśli Rosja rozpoczęłaby wojnę na Bałtyku, to byłaby w stanie w ciągu trzech dni pokonać siły NATO. Tak wynika z analizy amerykańskiej organizacji think tank RAND, na którą powołuje się „Baltic Times”.
NATO przegrałoby w razie inwazji Rosji na kraje bałtyckie /Zdj. ilustracyjne /Archiwum RMF FM

W raporcie RAND zatytułowanym "War Games", czyli "Gry Wojenne", eksperci tej organizacji ostrzegają, że "NATO nie jest w stanie z sukcesem obronić terytorium swoich najbardziej narażonych członków". W tym kontekście wymieniane są Litwa, Łotwa i Estonia.

Według analizy RAND, Tallin i Ryga zostałyby zajęte przez rosyjskie oddziały w przeciągu od 36 do 60 godzin.

W raporcie czytamy dalej, że w razie potencjalnej inwazji Rosjan na kraje bałtyckie, Stany Zjednoczone i ich europejscy sojusznicy w regionie nie byliby w stanie powstrzymać Rosji z powodu niedoboru oddziałów, czołgów i pojazdów opancerzonych. 

Rosja po trzech dniach mogłaby ogłosić zwycięstwo, które zresztą łatwo by jej przyszło - konkluduje organizacja w dokumencie.

"Rosja jest wielką machiną wojskową"

Tymczasem niemiecki generał Hans-Lothar Domroese, szef dowództwa NATO w holenderskim Brunssum, który z ramienia Sojuszu zajmuje się planowaniem działań Sił Szybkiego Reagowania, w wywiadzie dla "Die Welt" wyraził zrozumienie dla podnoszonego przez Bałtów i Polaków postulatu zwiększenia obecności NATO.

Zastrzegł jednak, że z wojskowo-taktycznego punktu widzenia nie jest to konieczne. Zdaniem Domroese odstraszanie Moskwy będzie dużo skuteczniejsze, jeśli NATO będzie dysponować "wyposażonymi w nowoczesny sprzęt jednostkami zdolnymi do szybkiego przemieszczania się", niż gdyby doszło do "ogólnego zwiększenia obecności wojskowej" na Wschodzie i w Krajach Bałtyckich.

Nikt przecież nie wie, gdzie może dojść do potencjalnego ataku. Nie możemy trzymać większych odwodów tam, gdzie być może w ogóle nie będą potrzebne - wyjaśnił - Wysyłam wojsko tam, gdzie powstaje niebezpieczeństwo - to jest nasza dewiza.

Domroese powiedział w wywiadzie dla "Die Welt", że bardzo niepokoi go postawa Rosji. Rosja jest wielką machiną wojskową. Moskwa dysponuje najnowocześniejszymi czołgami, okrętami i samolotami. Jest też zdolna do mobilizacji wielu tysięcy żołnierzy w krótkim czasie - wyjaśnił.

(j.)