Rosyjska armia ciągle liczy znacznie powyżej miliona ludzi i co roku potrzebuje kilkuset tysięcy poborowych. Wojskowe władze mają jednak problem, bo nadciąga niż demograficzny, a poborowi chwytają się coraz bardziej chytrych sposobów, by nie pójść do wojska.

Niech idą do diabla! Pewnie, że chciałem spróbować skoków ze spadochronem, ale nie w takich warunkach - mówi naszemu korespondentowi Siergiej. Chłopak uwielbia sporty ekstremalne – rower górskie i snowboard – ale dwa lata w wojskach powietrzno-desantowych to już dla niego zbyt ekstremalna propozycja.

Na szczęście dla niego i wielu innych w Moskwie coraz więcej jest biur, które za równowartość paru tysięcy złotych pomagają poborowym uniknąć werbunku. Ich szefowie wychodzą z założenia, że nikt nie jest wystarczająco zdrowy, by iść do wojska. Wystarczy się zbadać, a poza tym, na wszelki wypadek, razem ze swoim klientem wysyłają do WKU adwokata.

Spodobała mi się wypowiedź jednego z naczelników WKU, który powiedział, że jeśli wszyscy będą przychodzić z adwokatami, to nie będzie kogo wysyłać do wojska - mówi prawnik z takiego biura. Ratunkiem dla armii jest wieś – tam wciąż panuje przekonanie, że prawdziwy mężczyzna musi swoje odsłużyć.

Rosyjska armia pod względem liczebnym należy do największych na świecie, jednak jej wartość bojowa jest niewielka. Brak pieniędzy, korupcja, przestarzały i niesprawny sprzęt, a także sfrustrowana kadra dowódcza, która wciąż myśli „po sowiecku” - to wszystko sprawia, że wojsko jest w rozkładzie. Morale jest bardzo niskie, a wskaźnik samobójstw i dezercji żołnierzy należy do najwyższych na świecie.