Skandal dyplomatyczny na linii Warszawa–Berlin. Zasłaniając się prawem podatkowym, Niemcy chronią gigantyczną kolekcję zrabowanych podczas wojny arcydzieł sztuki – pisze „Rzeczpospolita”. Chodzi o zbiór przeszło 1,4 tys. obrazów odnalezionych w monachijskim mieszkaniu Corneliusa Gurlitta, którego ojciec na polecenie Hitlera rekwirował dzieła sztuki ofiarom nazizmu.

Nie wiemy, czy w kolekcji są obrazy skradzione w Polsce. Jak zauważa "Rzeczpospolita" problem polega na tym, że Niemcy odmawiają komukolwiek nawet wglądu w listę dzieł. Twierdzą, że nie jest to możliwe, póki przeciwko Gurlittowi trwa dochodzenie w sprawie niezapłaconych podatków.

Poleciłem wystąpić naszej konsul o listę tych obrazów. Kiedy ją otrzymamy, najpewniej zostanie opublikowana w internecie, by pokrzywdzeni mogli rozpoznać swoją własność - mówi prof. Wojciech Kowalski, pełnomocnik MSZ ds. restytucji dóbr kultury.

Wczoraj wieczorem prokuratura w Augsburgu, która przejęła kolekcję, zasygnalizowała jednak, że listy nie upubliczni. Z informacji "Rzeczpospolitej" wynika, że jeśli odmowa będzie ostateczna, do sprawy włączy się szef naszej dyplomacji, a może nawet premier.

Zachowanie niemieckiej prokuratury jest tym bardziej zadziwiające, że Berlin zobowiązał się do publikacji list zagrabionych dzieł, podpisując w 1998 r. waszyngtońską konwencję w tej sprawie.

Kolekcję odkryto przez przypadek

Trzy dni temu wyszło na jaw, że podczas akcji w lutym 2012 roku funkcjonariusze służb celnych zabezpieczyli w mieszkaniu kolekcjonera Corneliusa Gurlitta w monachijskiej dzielnicy Schwabing 1406 obrazów. Obrazy były w bardzo dobrym stanie, przechowywane były zgodnie z zasadami - zaznaczył prokurator.

Były wśród nich dzieła najwybitniejszych przedstawicieli klasycznego modernizmu: Picassa, Chagalla, Noldego, Macke'a, Matissa, Liebermanna i Dixa. Jak podkreśliła historyk sztuki z Freie Universitaet w Berlinie, Meike Hoffmann, w kolekcji były także obrazy z wcześniejszych epok, w tym nawet z 16. wieku. Część znalezionych obrazów nie figuruje w katalogach i była dotychczas nieznana. Zdaniem mediów wartość obrazów może sięgać 1 mld euro.

Kolekcja składa się głównie z dzieł sztuki zrabowanej przez nazistów po dojściu Hitlera do władzy, są w niej jednak także obrazy innego pochodzenia. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że wśród dzieł sztuki mogą znajdować się też zrabowane przez Niemców eksponaty pochodzące z polskich zbiorów - uważa konsul generalna Polski w Niemczech Justyna Lewańska.

Cornelius Gurlitt odziedziczył bezcenną kolekcję po swoim ojcu, historyku sztuki i handlarzu działami sztuki Hildebrandzie Gurlitcie. Na polecenie władz III Rzeszy sprzedawał uznane przez nazistów za przejaw sztuki "zdegenerowanej i narodowo obcej" dzieła, skonfiskowane wcześniej prawowitym właścicielom, za granicę, by zapewnić państwu dopływ dewiz. Część obrazów przeznaczona była dla planowanego przez Hitlera muzeum sztuki w Linzu.
 
Po śmierci Hildebranda Gurlitta w 1956 roku zbiory odziedziczył jego syn. Mężczyzna utrzymywał się ze sprzedaży przejętych dzieł sztuki. Jak twierdzi monachijska policja, nie figurował on w żadnych kartotekach - nie był zameldowany, nie płacił żadnych świadczeń i nie miał numeru podatkowego.

Służby celne wpadły na trop właściciela obrazów po znalezieniu u niego większej sumy pieniędzy podczas powrotu ze Szwajcarii do Niemiec.

Jak pisze "Rzeczpospolita" prokuratura do dziś nie wydała nakazu aresztowania Gurlitta, który zniknął. A gdy wreszcie prokurator zwołał konferencję prasową, jego ludzie próbowali nie wpuścić na nią konsul RP.

"Rzeczpospolita"/PAP

(mpw)