Łapówkarstwo, korupcja przy zamówieniach publicznych i nepotyzm. Taki obraz polskiej służby zdrowia wyłania się z raportu nt. korupcji w sektorze zdrowia w UE opublikowanego przez Komisję Europejską. Bruksela twierdzi mimo wszystko, że w ostatnich latach sytuacja w Polsce się poprawiła. Wciąż jest jednak wiele do zrobienia.

Przeciętnie każda rodzina w Polsce wydaje rocznie na łapówki dla lekarzy 311 złotych. Przeznacza taką sumę np. by ominąć kolejkę lub przyspieszyć zabieg. To jednak nie koniec naszych dodatkowych wydatków na leczenie. Na tzw. "prezenty wdzięczności" dla lekarzy średnio polska rodzina wydaje 142 złote rocznie. Chodzi o prezenty, które pacjent wręcza np. już po operacji.

Ze społecznego punktu widzenia łapówkarstwo to w Polsce poważny problem - napisano w raporcie. Wśród krajów Europy Środkowo-Wschodniej korupcja najbardziej rozwinięta jest jednak w Rumunii, a najmniej w naszym kraju.

Źródłem korupcji w służbie zdrowia jest mentalność społeczeństwa i swoiste przyzwolenie na łapówkarstwo. Wielkim problemem jest korupcja przy przetargach publicznych - czytamy w dokumencie. W Polsce nie ma sektorowych zamówień publicznych. Każdy, nawet niewielki szpital organizuje własną ofertę przetargową, co stwarza ryzyko nadużyć. Problemem są tez "darowizny" od firm dla szpitali. Szpital, dostając "za darmo" sprzęt, musi kupować dostosowane do niego specyfiki, nieraz o wiele droższe niż dostępne na rynku. W raporcie zauważono jednak, że szpitale są już pod tym względem o wiele bardziej ostrożne.

Nepotyzm w polskiej służbie zdrowia jest kolejnym, wielkim problemem. W raporcie jest mowa o pseudo-konkursach w instytutach naukowych zależnych od Ministerstwa Zdrowia, w których wygrywają osoby wskazane przez ministerstwo. Nepotyzm widoczny jest też w klinikach uniwersyteckich, gdzie klany rodzinne przekazują sobie wydziały czy instytuty i nikt nie widzi w tym nic złego.

"Jest na to przyzwolenie społeczne"

Nepotyzm w służbie zdrowia ma niestety w Polsce przyzwolenie społeczne. Panuje przekonanie, że talenty medyczne przenoszą się z pokolenia na pokolenie, że np. syn wybitnego lekarz - ordynatora szpitala - powinien także pastować wysokie stanowisko - powiedziała w rozmowie z dziennikarką RMF FM Ewa Dzielnicka, która była konsultantem Komisji Europejskiej podczas przygotowywania raportu. Dzieciom lekarzy daje się więc fory, tak, że szybko powstają rodzinne klany w państwowych klinikach czy instytutach - dodaje.

Do tego dochodzi bierność Ministerstwa Zdrowia, które zablokowało działania zmierzające do ograniczenia nepotyzmu. O ile Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego podjęło chociaż próby ograniczenia nepotyzmu, o tyle w przypadku uczelni medycznych i klinik uniwersyteckich, za które odpowiedzialny jest minister zdrowia, nie podjęto żadnych systemowych działań, by ograniczyć tę formę korupcji - mówi Dzielnicka. W dodatku w służbie zdrowia można obejść procedury zwalczające nepotyzm. Na przykład dyrektor jakiegoś oddziału zatrudnia syna swojego kolegi-profesora, a profesor zatrudnia z kolei córkę swojego kolegi-dyrektora albo jego żonę. W raporcie Komisji Europejskiej nazwano to "krzyżowym zatrudnianiem", które de facto jest ukrytym nepotyzmem - kończy.

(MRod)