George Simion, lider skrajnie prawicowej partii AUR, zakwestionował swoją porażkę w drugiej turze niedzielnych wyborów prezydenckich w Rumunii - podał portal Politico. Polityk stwierdził, że w wybory ingerowały Francja oraz Mołdawia, a on ma na to dowody.

  • W drugiej turze wyborów prezydenckich w Rumunii zwyciężył proeuropejski Nicusor Dan, zdobywając 53,6 proc. głosów, podczas gdy jego rywal George Simion uzyskał 46,4 proc.
  • Simion, mimo wcześniejszego uznania porażki, obecnie zapowiada zaskarżenie wyników do Sądu Konstytucyjnego, powołując się na rzekome zagraniczne ingerencje i nieprawidłowości.
  • Wybory powtórzono po unieważnieniu poprzedniej tury przez Sąd Konstytucyjny z powodu zarzutów o nadużycia i wsparcie zewnętrzne dla jednego z kandydatów.

W drugiej turze wyborów prezydenckich w Rumunii wygrał proeuropejski burmistrz Bukaresztu Nicusor Dan. Otrzymał 53,6 proc. głosów. Jego rywal George Simion - bezapelecayjny zwycięzca I tury - uzyskał w niej 46,4 proc. i po pewnym czasie uznał swoją porażkę.

W pierwszej turze Simion otrzymał 41 proc. głosów, a Dan - 21 proc. 

Majowe, powtórzone wybory odbyły się po tym, jak w grudniu ub.r. Sąd Konstytucyjny unieważnił pierwszą turę wyborów prezydenckich z 24 listopada. Przyczyną tej decyzji były zarzuty wobec jednego z kandydatów - Calina Georgescu, który zdobył wówczas pierwsze miejsce - o nadużycia w kampanii i złamanie zasad uczciwej konkurencji wyborczej, a także wsparcie ze strony "podmiotu zewnętrznego", z sugestią, że chodzi o Rosję.

Dzisiaj Simion nie uznaje już swojej porażki. Lider AUR zapowiedział: Będziemy kwestionować wybory w Sądzie Konstytucyjnym z tych samych powodów, dla których unieważniono wybory w grudniu. 

Wymienił w tym miejscu m.in. "wpływy zewnętrzne i instytucjonalną kompromitację".

Mamy teraz niezbite dowody na ingerencję Francji, Mołdawii i innych podmiotów w ramach zorganizowanych działań mających na celu manipulowanie instytucjami, kierowanie narracją w mediach i ostatecznie narzucenie wyniku, który nie odzwierciedla suwerennej woli narodu rumuńskiego - powiedział Simion. Twierdził, nie przedstawiając dowodów na swoje słowa, że m.in. w Mołdawii wydano 100 mln euro na kupowanie głosów, a w drugiej turze głosowały "martwe dusze".

Simion nawiązał do twierdzeń założyciela Telegramu Pawła Durowa, który zarzucił rządowi Francji, że prosił o wyciszenie konserwatywnych opinii na tym komunikatorze przed wyborami. Simion wezwał Durowa do złożenia zeznań i ujawnienia, "co wie na temat dezinformacji i cyberoperacji, które zakłóciły wybory w Rumunii" przed zatwierdzeniem wyników.

"Ani Francja, ani Mołdawia, ani nikt inny nie ma prawa ingerować w wybory w innym państwie" - napisał Simion na X. Dodał, że nie spodziewa się, aby Sąd Konstytucyjny unieważnił wybory wskutek jego skargi. Jednocześnie wezwał Rumunów, by składali własne.