W 25 lat po tym, gdy czołgi wjechały w nocy z 3 na 4 czerwca na pekiński plac Tiananmen, masakrując demonstrujących studentów i robotników, za kratami chińskiego więzienia wciąż pozostaje Miao Deshun jako ostatni ze skazanych wówczas przez sąd.

Miao, który pracował w fabryce, miał zaledwie 25 lat, gdy w nocy 4 czerwca został aresztowany wraz z czterema przyjaciółmi wkrótce po wtargnięciu czołgów na ulice Pekinu i zdławieniu protestów przeciwko rządowi trwających od prawie siedmiu tygodni - pisze agencja EFE.

Uniknął losu setek, czy też tysięcy według niektórych źródeł, śmiertelnych ofiar ataku czołgów na protestujących studentów i robotników, którzy domagali się demokratycznych reform i położenia kresu szalejącej korupcji.

Próbował walczyć wraz z innymi przeciwko atakującemu wojsku i został aresztowany, a następnie skazany na śmierć za rzekome podpalenie czołgu. Uniknął jednak wykonania wyroku. Egzekucję kilkakroć odkładano. W końcu najwyższy wymiar kary zamieniono na wieloletni pobyt za kratami. Ma wyjść z więzienia w 2018 roku.

Według organizacji obrony praw człowieka China Human Rights Defenders (CHRD) jest ostatnim skazanym po Tiananmen wciąż pozbawionym wolności. Jeszcze w 2009 roku było ich ośmiu.

Wysoki, szczupły, jest człowiekiem powściągliwym i zrównoważonym. Bardzo sceptycznym
- wspomina współwięźnia artysta Wu Wenijan, który dzielił celę z Miao Deshunem i odsiedział sześcioletni wyrok za udział w protestach. Byliśmy maltretowani bardziej niż przestępcy kryminalni i zmuszani do pracy od świtu do godziny dziesiątej wieczorem. Miao zapadł na marskość wątroby - mówi jego towarzysz.

25. rocznica masakry na Tiananmen zastała Miao Deshuna w więziennym szpitalu psychiatrycznym, gdzie odbywa ostatnie lata kary pozbawienia wolności, ponieważ władze uznały, że jest "niespełna rozumu".

(jad)