Około 8 tysięcy policjantów i 14 pojazdów opancerzonych będzie w Paryżu pilnować porządku podczas kolejnego protestu "żółtych kamizelek". Przed tygodniem na ulice wyszło ponad 100 tys. osób, doszło też do zamieszek, aresztowano ok. 1700 osób.

Część członków ruchu "żółtych kamizelek" uznała, że w czasie paryskich demonstracji za dużo było dotąd starć ulicznych i aktów wandalizmu. Zaapelowała, by odwołać protest na Polach Elizejskich. Inni zapowiedzieli, że będę demonstrować przed gmachem paryskiej opery - ale spokojnie - uczcić mają m.in. minutą ciszy ofiary niedawnego ataku terrorystycznego w Strasburgu.

Ale wielu członków ruchu "żółtych kamizelek" postanowiło mimo wszystko demonstrować na Polach Elizejskich. Zapowiadają, że jeżeli będzie trzeba, znowu będą wznosić uliczne barykady.

MSW obawia się, że najbardziej agresywne będą znowu grupy anarchistów i młodzieżowe bandy z imigranckich gett.

Szef francuskiej policji Michel Delpuech zapowiedział, że zadaniem patroli policji będzie przede wszystkim wyłapywanie wandali. W ubiegły weekend doprowadzili oni do poważnych zniszczeń w okolicach Champs Elysees.

Protesty "żółtych kamizelek", rozpoczęte 17 listopada, pierwotnie dotyczyły podwyżki podatku paliwowego, z której rząd postanowił się wycofać; z czasem manifestanci zaczęli domagać się m.in. zmian w polityce społecznej i ustąpienia prezydenta.

W poniedziałek Macron ogłosił decyzje mające uśmierzyć kryzys. Obiecał podniesienie zagwarantowanej płacy minimalnej (SMIC) o 100 euro miesięcznie od stycznia 2019 roku, cofnięcie wzrostu składki na ubezpieczenia społeczne dla emerytów otrzymujących poniżej 2000 euro miesięcznie oraz zwolnienie od nowego roku wynagrodzenia za godziny nadliczbowe ze składek i podatków.

W protestach "żółtych kamizelek" zginęło sześć osób. Demonstracje spowodowały też nagłe wyhamowanie gospodarki, a zwłaszcza sektora usług i turystyki. 

Opracowanie: