Indyjska policja sprawdza "każdą możliwą wrogą grupę" szukając sprawców zamachów w Bombaju. Zginęło w nim 17 osób, a ponad 130 zostało rannych.

Środowy zamach był najpoważniejszym atakiem terrorystycznym w Indiach od czasu ataków

w Bombaju z listopada 2008 roku. Zginęło wtedy 166 osób. Na razie nikt nie przyznał się do odpowiedzialności za eksplozje, do których doszło kilka miesięcy po wznowieniu negocjacji pokojowych pomiędzy Indiami i Pakistanem.

Na nikogo na razie nie wskazujemy. Musimy sprawdzić każdą możliwą wrogą grupę i dowiedzieć się, czy są odpowiedzialni za wybuchy - poinformował szef indyjskiego MSW. Jak dodał służby wywiadowcze nie otrzymały żadnych sygnałów ostrzegawczych o możliwym ataku.

Bomby użyte w trzech oddzielnych eksplozjach były wykonane z azotanu amonu i nie zostały zdetonowane zdalnie - ujawnił polityk. Wcześniej władze informowały o 20 zabitych i 110 rannych osobach.

Do środowych eksplozji doszło w kilkuminutowych odstępach w trzech miejscach finansowej stolicy Indii. Pierwszy wybuch miał miejsce na ruchliwym targu klejnotów i biżuterii Zaveri Bazaar w pobliżu słynnej świątyni Mumbadevi, odwiedzanej codziennie przez setki wiernych. Do drugiego doszło w centrum metropolii w rejonie Dadar, a do trzeciego koło opery w dzielnicy biznesowej na południu Bombaju, gdzie znajdują się sklepy z diamentami.