Pierwszy od zamachów w Paryżu numer francuskiego tygodnika satyrycznego "Charlie Hebdo" był nie do dostania w wielu kioskach we Francji już o godz. 8 rano w środę. "Już nie ma" - powtarzali jak mantrę kioskarze zawiedzonym klientom w Paryżu.

W wielu miejscach we Francji ludzie odchodzili z pustymi rękami, albo pytali od razu o "Le Canard Enchaine", największy francuski tygodnik satyryczny, który w środę w solidarności z "Charlie Hebdo" na pierwszej stronie zamieszcza tytuł: "Dalej chłopaki, nie dajcie się pokonać".

To niesamowite, kiedy otworzyłem kiosk, ustawiła się przed nim kolejka 60-70 osób" - mówi jedna z kioskarek w Paryżu. "Nigdy czegoś takiego nie widziałem; 450 egzemplarzy poszło w 15 minut - dodaje.

W innych punktach sprzedawcy prasy dostali tylko po 50-100 egzemplarzy - informuje agencja AFP. Kolejnych egzemplarzy spodziewamy się w czwartek i piątek - odpowiadali zawiedzionym klientom.

Francuskie radio informowało, że niektórzy już w nocy ustawiali się przed kioskami, żeby mieć pewność, iż zdobędą historyczny numer "Charlie Hebdo". Wielu stałych klientów przezornie zarezerwowało sobie egzemplarz u zaprzyjaźnionych kioskarzy już we wtorek.

Dystrybutor "Charlie Hebdo" poinformował w środę, że zwiększy nakład najnowszego numeru z 3 do 5 milionów egzemplarzy w związku z rosnącym popytem; przed atakiem nakład tygodnika wynosił 60 tys. egzemplarzy. 

Właściciele paryskich kiosków pospiesznie sporządzają listy klientów rezerwujących tygodnik. Następna partia nakładu ma bowiem trafić do sprzedaży po południu, ale też nie wystarczy egzemplarzy dla wszystkich chętnych. Przyjąłem rezerwację 60 klientów, ale 300 innych musiałem odprawić z kwitkiem, bo dowiedziałem się, że dostanę po południu tylko 35 egzemplarzy. Pozostali chętni będą musieli wrócić jutro lub pojutrze. Będę miał wtedy nowe dostawy - tłumaczy paryskiemu korespondentowi RMF FM zestresowany właściciel kiosku. Chciałem kupić trzy egzemplarze dla siebie samego i dla znajomych, ale powiedziano mi, że nie będzie to już dzisiaj możliwe - skarży się młody mężczyzna. Wielu paryskich komentatorów podkreśla, że to bezprecedensowa sytuacja w najnowszej historii francuskiej prasy.

"Nasza okładka nie jest taka, jakiej chcieliby od nas terroryści"

Na okładce najnowszego numeru tygodnika znajduje się rysunek proroka Mahometa na zielonym tle, ze łzą w oku, trzymającego kartkę z napisem: "Jestem Charlie". Nad podobizną proroka widnieją słowa: "Wszystko zostało przebaczone".


Napisałem "wszystko zostało przebaczone" i zapłakałem
- mówił wczoraj na konferencji prasowej Renald Luzier vel "Luz", który wykonał rysunek. To jest nasza okładka (...), nie taka, jakiej chcieliby od nas terroryści - zaznaczył. Wcale się nie martwię (...), wierzę w inteligencję ludzi, inteligencję humoru - dodał.

Na pierwszych dwóch stronach znajdują się rysunki przygotowane przez rysowników zabitych w zamachu 7 stycznia: Cabu, Wolinskiego, Charba i Tignous.

Jedna z karykatur pokazuje lubianą zmarłą już francuską zakonnicę mówiącą o seksie oralnym, inna - przywódców muzułmańskiego, chrześcijańskiego i żydowskiego dzielących świat. 

W najnowszym numerze autorzy naśmiewają się m.in. ze sprawców zeszłotygodniowego ataku, przedstawiając ich jako "umysłowo niedorozwiniętych idiotów".

Jeden z rysunków pokazuje zamachowca jako pracownika zakładu gospodarki odpadami; mężczyzna stoi bezradnie przy pojemnikach z napisami "dobre" i "złe", a dymek wychodzący z jego ust głosi: To jest za trudne.

W innej karykaturze obaj terroryści pytają w niebie o dziewice, obiecane im po śmierci w zamachu. Wszystkie są z ekipą "Charlie" - odzywa się głos zza chmury, na której trwa huczne przyjęcie.

(mpw)