"Nie uznaję mediów rosyjskich za nic innego jak część rosyjskich sił zbrojnych, pracujących na rzecz armii" - ostro krytykuje rosyjskie kampanie dezinformacyjne Jakub Kalensky, członek East StratCom Task Force – europejskiego think tanku, który ma na celu powstrzymanie rozprzestrzeniania się fake newsów płynących z Moskwy. "Dezinformacja krąży 365 dni w roku, 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę" – ostrzega ekspert, dodając, że w zasadzie każda dziedzina życia społecznego może być obecnie pod wpływem wiadomości, które są po prostu wyssane z palca. I tworzone na polityczny użytek Kremla.

W ciągu 24 godzin w Brukseli przez uchodźców gwałconych jest tysiąc kobiet. Grupa ukraińskich bojowników grozi Duńczykom atakami terrorystycznymi, jeśli zagłosują przeciwko umowie stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Zamachy w Brukseli udały się z winy Angeli Merkel - wymienia przykłady dezinformacji Jakub Kalensky, ekspert East StratCom Task Force - ośrodka Unii Europejskiej, który ma zwalczać zagrożenie fake newsami ze strony Rosji. Zazwyczaj odmawia wywiadów, posłuchać można go na nielicznych konferencjach w Europie. Naszemu reporterowi udało się zadać mu kilka pytań w trakcie debaty Europejskich Dni Młodych Dziennikarzy w Parlamencie Europejskim. Skąd taka tajemnica? Im więcej wiadomo o grupie Kalenskiego, tym skuteczniejsze będą kampanie prowadzone na rzecz rządu w Moskwie.

Są dwa rodzaje dezinformacji. Jedna to ta oficjalna, płynąca z telewizji, radia i prasy. Russia Today działa w 100 krajach, Sputnik nadaje w kilkudziesięciu. Według naszych wyliczeń, tylko na oficjalne przekazy medialne Rosja wydaje nawet miliard dolarów - mówi. Trzeba to pomnożyć wielokrotnie przez niezliczoną liczbę portali, które podają się za niezależne i niszowe. W rzeczywistości po prostu kopiują oficjalny przekaz rosyjski - dodaje. Według niego, dziennikarze tych mediów pracują na rzecz militarnych celów armii rosyjskiej. W ogóle nie uznaję ich za dziennikarzy - krytykuje ekspert.

Jaki jest cel wysyłania zmyślonych informacji w świat? Zawładnięcie umysłami ludzi. Najbardziej ambitne byłoby "strategiczne zwycięstwo", gdy możesz na przykład przejąć Krym bez jednego wystrzału. To absolutnie najwyższy cel kampanii. Na niższym poziomie - możesz celować w referenda i wybory. Ale te działania na niższych poziomach też mogą na dłuższą metę destabilizować nastroje, chociażby podczas wyborów - stwierdza Kalensky. Według danych East StratCom Task Force, w USA kulminacja dezinformacji nastąpiła na 2,5-3 miesiące przed decyzją elektorów. Inaczej miała się sytuacja w Niemczech. Trolle i boty promowały w mediach społecznościowych skrajnie prawicową AfD najintensywniej na 24-36 godzin przed wyborami. Partia weszła do Bundestagu z rekordowym wynikiem.

Źródłem zdecydowanej większości "fejków" jest Rosja. To tam skonstruowano cały przemysł mający na celu zdominowanie rynku medialnego oficjalnym, prokremlowskim przekazem. Schemat ich działania opisała w jednym z wywiadów Ludmiła Sawczuk, rosyjska dziennikarka z Sankt Petersburga. Postanowiła pracować pod przykrywką w tamtejszej "fabryce trolli" ­- opowiada Kalensky- Była tam właśnie wtedy, gdy zabito działacza opozycji Borysa Niemcowa. Gdy do tego doszło, szefowie nakazali im pracować tylko w tym temacie. "Macie powiedzieć, że został zabity - tu do wyboru - przez przeciwników politycznych, Ukraińców, partnerów biznesowych, Stany Zjednoczone. Po co? Żeby obwinić Putina" - usłyszeli.

Jak odróżnić próbę dezinformacji od uczciwego przekazu dziennikarskiego? Zajmuje się tym m.in. strona EU MythBusters - unijnych pogromców mitów. Kieruje nią właśnie Kalensky: Naszym głównym odbiorcą nie są ci, którzy już są pod wpływem dezinformacji i uwierzyli w nią, bo zajęłoby to zbyt dużo czasu, by przekonać ich, że są w błędzie. Ludzie nie lubią, gdy mówi im się takie rzeczy. Bardziej skupiamy się na tych, którzy nie "skonsumowali" dezinformacji i wierzymy, że wciąż są w większości.

Karol Pawłowicki


(j.)