​Lee Soon-Sang został uwięziony podczas Wojny Koreańskiej. Od tego czasu aż do 2004 roku jego żona myślała, że nie żyje. Po 51 latach mężczyzna zadzwonił do żony, kiedy tylko dowiedział się, że ona wciąż żyje. Aby się z nią spotkać, przebył wysokie góry na granicy chińsko - koreańskiej.

Lee Soon-Sang spędził sześć miesięcy w obozie jeńców wojennych i kolejne trzynaście lat w więzieniu.

Ale o tym, że jego żona żyje, dowiedział się wiele lat później. Od razu podjął decyzję, że musi się z nią skontaktować.

Kobieta na początku nie wierzyła, że to on. Gdy się spotkali, nie mogła go poznać. Był taki wychudzony i słaby! Poznałam go dopiero po nosie – mówi Kim Jun Tej. Trzymaliśmy się i płakaliśmy - dodaje.

Mimo, że mężczyzna po wyjściu z więzienia założył nową rodzinę, mówi, że zawsze tęsknił za swoim życiem sprzed wojny. Życie w Korei Północnej było ciężkie, więc dużo myślałem o swoim mieście rodzinnym na Południu. Nawet, gdy sądziłem, że moja żona nie żyje, zawsze miałem nadzieję, że pewnego dnia uda mi się wrócić - mówi były jeniec.

Wracając, zostawił swoją drugą partnerkę, bo jak sam mów, to Kim jest jego prawdziwą żoną.

Według Ministerstwa Obrony Korei Południowej 8343 byłych żołnierzy wróciło na południe jeszcze przed 1953 rokiem. Władze Seulu sądzą, że poza granicami kraju przebywa ciągle około pięciuset jeńców wojennych.

Kim Sung Tae uważa, że rząd powinien włożyć więcej starań w sprowadzenie ich do domu.

(jad)