50 osób zginęło, a 90 zostało rannych w wyniku zamieszek, które wybuchły w więzieniu w północno-wschodniej Wenezueli. Do rozruchów doszło w zakładzie karnym Uribana. Wśród ofiar są pracownicy więzienia, strażnicy oraz więźniowie.

Dyrektor szpitala stanu Lara, w którym znajduje się więzienie podał,  że większość rannych zmarła od strzałów z broni palnej. Jednocześnie przyznał, że liczba osób, które zginęły w wyniki incydentu jest "wyjątkowo niepokojąca".

Wenezuelska minister do spraw więziennictwa ogłosiła, że przyczyną zamieszek była informacja podana przez lokalne media. Więźniowie usłyszeli o tym, że do zakładu zostało wysłane wojsko, które będzie tam szukać nielegalnej broni. Postanowili przygotować się na tę kontrolę i zaatakować, jak tylko żołnierze dojadą na miejsce.

Normalna dla każdego zakładu karnego procedura przerodziła się w walkę między żołnierzami i więźniami - komentuje Carlos Nieto Palma, koordynator walczącej o prawa wenezuelskich więźniów organizacji "Okno wolności". Dodaje, że Urbina to najniebezpieczniejsze więzienie w kraju, gdzie wielokrotnie dochodziło już do zamieszek. Jak w wielu innych zakładach panuje tam poważne przepełnienie, a gangi więźniów obracają bronią i narkotykami.

Władze Wenezueli nie wydały jeszcze żadnego oświadczenia w sprawie masakry, w którym potwierdziłyby liczbę ofiar lub jej przebieg. Zapewniły tylko, że przeprowadzą szczegółowe śledztwo, które wyjaśni, jak doszło do incydentu.

(RMF/PAP/BBC)

(MN)