Prawie połowa Polaków w ogóle nie czyta książek. Niewiele ponad 40 proc. czyta, ale jedną książkę rocznie, a około 50 proc. z nas nie rozumie tego, co czyta. Według ekspertów niechęć do książek wynosimy już ze szkoły, która nie potrafi nas zachęcić do czytania. Polscy gimnazjaliści, którzy dziś pisali końcowe egzaminy z wiedzy humanistycznej, przyznają, że nie muszą znać dokładnie wszystkich lektur, aby dobrze wypaść na teście.

Polski uczeń musi przeczytać dużo. Stąd kolejne pomysły w sprawie zmian w liście lektur, ale jak zauważa dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz, są to pomysły nieprzemyślane: Wiecznie zamieniamy jednego psa na dwa koty. Iksiński będzie, Igrekowskiego nie będzie. A jeśli będzie, to tylko we fragmentach. To jedna z ostatnich koncepcji Ministerstwa Edukacji. Ciekawe, kto je będzie wybierał? Bo jak wybieramy, to zwykle bardzo grzecznie i bardzo nudno - dodaje dr Pietrzyk-Zieniewicz. Tu dotykamy sedna sprawy. Polski uczeń czytać nie lubi, bo nikt go tego nie nauczył. Gdyby kazali czytać figliki, to by się czytało, ale ponieważ jest to „Żywot człowieka poczciwego”, to aż tacy poczciwi nie jesteśmy.

Problem jest także z podejściem nauczycieli do ucznia. Od pytania „co autor miał na myśli?” do tej pory niejednemu włos się jeży na głowie. Dlatego czytajmy, ale ciekawie.

Lista lektur pojęciem nieznanym

W amerykańskich szkołach nie ma kanonu lektur. Jak sprawdził reporter RMF FM Łukasz Wysocki, uczniowie sami wybierają książki, które chcą przeczytać. Jak się już wybierze, to trzeba pójść do nauczyciela, by ten stwierdził, czy to jest książka odpowiednia, czy nie za krótka, nie za długa, nie za trudna - tłumaczy 16-letni Konrad, który chodzi też do polskiej szkoły przy amerykańskiej ambasadzie.

Jak dodaje, nauczyciel nie robiłby mu problemu, gdyby postanowił napisać wypracowanie z powieści science fiction. Moja szkoła jest zdecydowanie bardziej na luzie, mamy o wiele większy wybór przedmiotów, na jakie chodzimy, właściwie sami ustalamy plan lekcji na dany rok.

Również w brytyjskich szkołach lista lektur obowiązkowych nie funkcjonuje. Na pewno kanonu nakazanych książek nie powinno stosować się w szkołach podstawowych, bo dzieci dopiero uczą się czytać - powiedziała naszemu korespondentowi RMF FM Bogdanowi Frymorgenowi nauczycielka i wykładowca akademicki Carol Quost. Jej zdaniem, nauczyciele powinni zachęcać tam dzieci do czytania, a nie egzekwować znajomość lektur.

W szkołach średnich nauczyciele koncentrują się wyłącznie na pozycjach, które pojawiają się na testach i to treść egzaminów, a nie jakaś lista decyduje o programie nauczania. Myślę, że lista lektur obowiązkowych wyrządziłaby więcej złego niż dobrego - podsumowuje Quost.

Pojęcie listy lektur w ogóle nie jest znane we Francji. Tam o wyborze książek, które powinni przeczytać uczniowie, decydują sami nauczyciele. Licealiści muszą przeczytać rocznie sześć dzieł literackich w całości i fragmenty innych.

To za mało! - alarmuje szef Stowarzyszenia Nauczycieli Literatury Romain Vignest, który wraz z francuskim rządem przygotowuje reformę szkolnego programu. Niektórzy twierdzą, że czytanie dzieł np. Prousta czy Dostojewskiego może być dla młodzieży zbyt trudne. To jednak byłaby pożałowania godna kapitulacja oświaty. Uczniowie nie mogą nauczyć się samodzielnego myślenia, przeskakując z jednego fragmentu dzieła do drugiego. Nie są w stanie zgłębić przesłania autora. Zachęcanie dzieci francuskich wieśniaków z przełomu XIX i XX wieku do czytania książek w całości nie było bynajmniej łatwiejsze niż w przypadku dzisiejszych uczniów. A jednak nauczyciele to robili - przekonuje Vignest.

W Niemczech nauczyciele sami mogą decydować jakie lektury znajdą się w planie nauczania. W każdym landzie ministerstwa oświaty sporządzają jedynie listę, z której nauczyciele mogą wybrać najciekawsze pozycje. System zdaniem nauczycieli jest dobry, bo kanon lektur mogą dopasować do poziomu klasy. Np. w Berlinie poświęcanie zbyt dużej ilości czasu na Goethego czy Schillera byłoby kłopotliwe.

Niestety mamy spore różnice jeżeli chodzi o młodzież. Mam na myśli uczniów z rodzin emigracyjnych. Serwowanie im trudnej literatury nie przynosi żadnego efektu, dlatego musimy minimalizować program i starać się wprowadzać książki, które będą bardziej przystępne. Ale i tak z literaturą w Niemczech jest kiepsko. Tylko jeden procent uczniów czyta w domu dobrowolnie w ciągu roku dziesięć książek,

Lista lektur gorącym tematem także w Rosji

Tylko niewielka część uczniów w Rosji jest w stanie przebrnąć przez "Wojnę i pokój", czy "Cichy Don". Większość korzysta z opracowań, wystarczających zresztą, żeby zdać egzamin do szkoły średniej. U naszych wschodnich sąsiadów podobnie jak w Polsce od kilku lat trwa dyskusja na temat listy lektur. Na razie obrońcy "złotej rosyjskiej literatury" wygrywają. Nauczyciele mogą wybierać wśród utworów, ale lista klasyków pozostaje niezmienna.

Pomiędzy literaturą a patriotyzmem postawiono tu znak równości. Nie można być dobrym Rosjaninem nie znając własnej literatury. Stąd Rok Języka Rosyjskiego czy Rok Rodziny i Czytania. Chcemy, żeby w rodzinie więcej czytano, także z młodzieżą. Chcemy przywrócić pogrzebany przez ostatnie dziesięciolecie nawyk czytania - mówi Tatiana Czernowa, moskiewska nauczycielka.

Chociaż dylematy dziewiętnastowieczne nie bardzo pociągają współczesną młodzież, trzeba przyznać, że i tak całkiem sporo czytają. Jak się jedzie metrem to widać, że młodzież czyta - przyznaje Violetta Mackiewicz, Polka z pochodzenia i równocześnie nauczycielka. Uważa też, że Rosja jest fenomenem na tle mało czytającej Europy.