Co najmniej siedem osób zginęło w katastrofie samolotu bojowego B-17 z czasów drugiej wojny światowej, który rozbił się w środę na lotnisku Bradley w amerykańskim stanie Connecticut - poinformowały miejscowe władze. Wcześniej władze informowały o pięciu ofiarach śmiertelnych.

Czterosilnikowy amerykański bombowiec, nazywany "latająca fortecą", uderzył w budynek serwisowy na międzynarodowym lotnisku Bradley kilka minut po starcie.

Na pokładzie historycznej maszyny było 10 pasażerów i trzech członków załogi. Jak poinformował komisarz ds. bezpieczeństwa publicznego w stanie Connecticut James Rovella, część osób na pokładzie ma ciężkie poparzenia i "ofiary bardzo trudno zidentyfikować".

Z samolotu korzystała Collings Foundation, zajmująca się edukacją, która w tym tygodniu sprowadziła maszynę na lotnisko znajdujące się w pół drogi między Hartford a Springfield.

Piloci w kilka minut po starcie zameldowali problem, ponieważ samolot nie nabierał wysokości. Stracili kontrolę nad schodzącą w dół maszyną, która uderzyła w budynek serwisowy. Dane lotu wskazują, że samolot był w powietrzu około pięciu minut i osiągnął wysokość 244 metrów.

Według jednego ze świadków, który około kilometra od lotniska zobaczył zabytkowy samolot w powietrzu, z jednego z silników zaczęło się dymić; bombowiec wykonał zwrot i skierował się z powrotem na lotnisko, po czym słychać było głośny huk i w powietrze wzbił się słup dymu.

Collings Foundation podała, że ten sam samolot rozbił się wcześniej w 1987 roku podczas pokazów lotniczych w pobliżu Pittsburgha i kilka osób odniosło wtedy obrażenia; samolot przeszedł po tym wypadku remont.