Coraz większy niepokój wśród krajów Unii Europejskiej budzi niemieckie wsparcie dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw borykających się z rosnącymi cenami energii. Berlin chce przeznaczyć na ograniczenie cen energii 200 mld euro.

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz ogłosił 29 września, że ​uruchomiona zostanie pomoc w wysokości 200 mld euro na ograniczenie cen energii.

Takie wsparcie ze strony niemieckiego rządu budzi niepokój, bo inne, biedniejsze kraje nie mogą sobie pozwolić na tak gigantyczne dotacje. Takie wsparcie dla niemieckich firm może spowodować nierówności na unijnym rynku. Niemiecki firmy będą w lepszej sytuacji, więc będą produkować taniej niż przedsiębiorstwa polskie, francuskie, czy włoskie. A to może pogłębić kryzys.

Krytyczna reakcja z Rzymu

Pierwsza krytyczna reakcja nadeszła z Rzymu, który nie może sobie pozwolić na zmobilizowanie takich sum. Także Paryż patrzy z niepokojem na 200-miliardowy plan ochrony gospodarki. Czarę goryczy przelewa fakt, że Berlin oficjalnie twierdzi, że chce europejskiego rozwiązania kryzysu cen energii, a nie zgadza się na unijnym pułap cenowy na gaz.

Dzisiaj rzeczniczka KE powtórzyła słowa szefowej KE Ursuli von der Leyen, która stwierdziła: "nasze zadanie jest jasne. Obniżenie kosztów energii, przy jednoczesnym utrzymaniu równych szans na naszym jednolitym rynku. Musimy to zrobić razem, poprzez wspólne rozwiązania". Rzeczniczka dopytywana nie stwierdziła jednak jasno, czy niemiecka megadotacja narusza unijne prawo.

Natomiast francuski komisarz Thierry Breton odpowiedzialny za wspólny rynek obiecał w rozmowie z francuskimi mediami, że "Komisja będzie czuwać nad wpływem tej inicjatywy (Berlina - przyp. red.) na warunki uczciwej konkurencji w UE".

Opracowanie: