Przemoc fizyczna wobec dzieci, 13-letnie dziewczynki przymuszane do zawierania małżeństw, a ich rodzice żyjący w poligamii. Tak wyglądało życie na jednej z farm w Teksasie, z której amerykańska policja wywiozła ponad pięćdziesięcioro dzieci. Małe miasteczko na odludziu wybudowali sobie wyznawcy sekty mormońskiej.

Policja wkroczyła na farmę na podstawie informacji jednej z dziewczynek, która opowiedziała o przypadkach znęcania się przez rodziców i braku jakiejkolwiek opieki. Władze Teksasu zdecydowały więc o zabraniu z farmy wszystkich dzieci do czasu, aż o ich losie zdecyduje sąd. Najmłodsze ma 7 miesięcy, najstarsze 17 lat.

Jak ujawniła policja, co najmniej kilkanaście dziewczynek było lub w każdej chwili mogło się stać ofiarą przemocy. Być może także tej seksualnej, bo farma należy do wspólnoty mormonów, którzy słyną z poligamii i małżeństw zawieranych przez dorosłych mężczyzn z nastolatkami.

Aby zapewnić wystarczającą ilość młodych żon dla wyznawców, z miasteczka wyrzucono podobno urodzonych tam chłopców, a dziewczynki w wieku 12-13 lat brały ślub z którymś z mieszkańców i stawały się jego kolejną żoną. Przebywający w więzieniu przywódca sekty miał ich 50.