Triumf obozu socjalistycznego prezydenta Francois Hollande'a w drugiej turze wyborów parlamentarnych we Francji. Według wstępnych, szacunkowych rezultatów umiarkowana lewica uzyskała bezwzględną większość mandatów poselskich w Zgromadzeniu Narodowym. Według paryskiego instytutu badania opinii publicznej CSA, Partia Socjalistyczna zdobyła ok. 320 miejsc w 577-osobowej niższej izbie parlamentu.

Jeżeli wstępne rezultaty zostaną oficjalnie potwierdzone, to - jak podkreślają paryscy komentatorzy - nowy prezydent Francji Francois Hollande będzie mógł bez problemów przeprowadzić wszystkie reformy, które zapowiadał w czasie kampanii wyborczej. Oprócz obniżenia wieku emerytalnego dla części Francuzów, chodzi m.in. o zwiększenie liczby pracowników budżetówki, wyższe opodatkowanie najbogatszych obywateli oraz banków i wielkich koncernów naftowych. Według socjalistycznego szefa państwa, za kryzys powinni płacić najbogatsi, a nie najbiedniejsi.

Jednocześnie Hollande będzie mógł ostrzej negocjować z Niemcami nowy plan ratunkowy dla eurolandu, który według francuskiego przywódcy powinien zakładać zwiększenie unijnych inwestycji w krajach członkowskich w celu ożywienia europejskiej gospodarki i walki z bezrobociem. Według tygodnika "Le Journal du Dimanche", prezydent Francji rozesłał już do przywódców wszystkich krajów członkowskich UE projekt tych inwestycji, których łączna wysokość ma sięgać 120 miliardów euro.

Według Pałacu Elizejskiego chodzi o to, by nie wydawać bez końca pieniędzy tylko na ratowanie banków i finansów publicznych rozrzutnych krajów eurolandu, ale również stworzyć perspektywę wyjścia z kryzysu właśnie dzięki ożywieniu gospodarki - np. poprzez inwestycje w infrastrukturę transportową. Dyskusja w tej sprawie ma się odbyć na szczycie europejskim pod koniec tego miesiąca. Jeżeli kanclerz Angela Merkel sprzeciwi się temu projektowi, to groźba odmowy ratyfikacji przez francuski parlament tzw. unijnego pakietu fiskalnego (zakładającego ostrzejsze budżetowe "zaciskanie pasa") stanie się bardziej realna, niż wcześniej - właśnie z powodu dzisiejszego triumfu lewicy w wyborach do Zgromadzenia Narodowego.

Zdaliśmy sobie sprawę, że poprzednie prawicowe władze Francji nas oszukały. Unią Europejską nie rządzą obywatele, tylko finansjera. Musimy to zmienić - powiedział paryskiemu korespondentowi Markowi Gładyszowi wracający do domu po glosowaniu 47-letni paryżanin Jean, zwolennik obozu Hollande'a.

Przypomnijmy, że socjaliści wygrali w pierwszej turze wyborów parlamentarnych, uzyskując wraz z Zielonymi 40 procent głosów. To o 5 procent więcej niż zdobyła umiarkowana prawica.

Głosowanie we francuskich wyborach parlamentarnych odbywa się w systemie większościowym w okręgach jednomandatowych. Tegoroczne głosowanie przebiegało w dwóch turach - 10 i 17 czerwca. Ordynacja wyborcza faworyzuje duże ugrupowania polityczne. Jeśli kandydaci którejś z partii uzyskają w pierwszej turze ponad 50 proc. głosów, zdobędą mandat i w tych okręgach nie będzie już drugiej rundy. Jeśli nie uzyskają takiego wyniku, tydzień później odbędzie się dogrywka i do udziału w niej przejdą kandydaci z co najmniej 12,5 proc. głosów. Liczba deputowanych w Zgromadzeniu Narodowym odpowiada liczbie okręgów wyborczych. We Francji metropolitalnej jest ich 539, w departamentach i terytoriach zamorskich - 27. Jeden okręg obejmuje średnio 100 tysięcy mieszkańców. W tych wyborach po raz pierwszy Francuzi przebywający za granicą mogą wybierać swych deputowanych - 11 posłów reprezentujących 1,1 mln wyborców żyjących na emigracji.