Matka napadała z synem na banki we Francji i w Niemczech, by - jak twierdziła - zemścić się na bankierach za kryzys i zrujnowane życie. Została skazana na 8 lat więzienia przez sąd w Metzu w Lotaryngii.

54-letnia Fabienne Levy, była właścicielka sklepów z odzieżą, oświadczyła w sądzie, że bankierzy zniszczyli jej życie zawodowe i prywatne odmawiając jej udzielenia pożyczek, kiedy ich najbardziej potrzebowała. Kiedy jej sklepy przynosiły duże zyski, była przez nich traktowana "jak królowa". Jednakże po pojawieniu się problemów finansowych związanych z kryzysem wszyscy odwrócili się do niej plecami. W zemście kobieta napadła z pistoletem-atrapą w ręku na pięć banków po obu stronach francusko-niemieckiej granicy, rabując kilkaset tysięcy euro. Jej 25-letni syn był w czasie napadów szoferem - został skazany na 5 lat więzienia.

To bankierzy zrobili z nas przestępców - twierdziła kobieta na procesie. Prokurator zauważył jednak, że gdyby wszyscy ludzie cierpiący z powodu kryzysu napadali na banki, Francja stałaby się Dzikim Zachodem. Jego zdaniem cała "ideologiczna oprawka" czynów kobiety i jej syna jest niewiele warta - według niego prawda jest taka, że oboje postanowili szybko zarobić dokonując przestępstw.

Marsylia najbardziej niebezpiecznym miastem Francji

Komentatorzy podkreślają, że od czasu wybuchu kryzysu przestępczość bije we Francji rekordy. Najgroźniejszym miastem stała się Marsylia. W kwietniu nadzwyczajne siły policji zostały wysłane do tego miasta po gangsterskich porachunkach ulicznych. W sumie w ostatnich miesiącach na ulicach największego miasta Francuskiej Riwiery, które media zaczynają nazywać "śródziemnomorskim Chicago", zastrzelonych zostało już blisko 20 osób.

Za każdym razem scenariusz jest podobny: do ofiar podjeżdżają samochody z napastnikami, którzy otwierają ogień z karabinów maszynowych. Ostanie dwie ofiary to młodzi mężczyźni, zamieszani, według policji, w handel narkotykami. Obaj zginęli od kilkudziesięciu strzałów - jeden na parkingu, drugi na ulicy koło plaży.

Czasami ranni zostają jednak przypadkowi przechodnie. Policja alarmuje, że Marsylia stała się głównym francuskim ośrodkiem bandytyzmu, gdzie walczą ze sobą coraz liczniejsze organizacje mafijne, które do Francji przybywają z krajów arabskich po drugiej stronie Morza Śródziemnego. Trudnią się one najczęściej handlem narkotykami, bronią i żywym towarem. Niezliczone grupy przestępcze strzelają teraz do członków wrogich gangów z byle powodu. Bronią swoich terytoriów - mówi prokurator Marsylii Jacques Dallest.

Aby stawić temu czoła, rząd zapowiada wysłanie do Marsylii również dodatkowych szturmowych jednostek żandarmerii. Miasto zaczyna przypominać oblężoną twierdzę. Rozpoczęło się tam masowe instalowanie kamer monitorujących ulice, które dotąd funkcjonowały głównie w centrum. W ciągu najbliższych miesięcy ich liczba ma wzrosnąć w całej aglomeracji z 50 do ponad dwóch tysięcy.

Marsylia jest - po Paryżu - drugim największym miastem Francji. Liczba mieszkańców aglomeracji przekroczyła już półtora miliona. Według merostwa, jedną czwartą z tej liczby stanowią muzułmanie - największa aglomeracja Francuskiej Riwiery jest bowiem jednym z głównych punktów docelowych imigrantów z Algierii, Maroka i Tunezji, którzy najczęściej przybywają z tych krajów promami. Eksperci podkreślają, że Marsylia stała się jednocześnie najniebezpieczniejszym miastem Francji - m.in. dlatego, że imigranckie getta, w których grasuje większość gangów, powstały tam w dzielnicach sąsiadujących z centrum, a nie na przedmieściach.