Byli ministrowie obrony i spraw zagranicznych, a także były ambasador RP w Afganistanie zaapelowali do szefa polskiego MSZ Zbigniewa Raua o ewakuowanie z Kabulu Afgańczyków, którzy współpracowali z Polakami. "Czasu jest coraz mniej. Chodzi o życie tych ludzi oraz honor Rzeczypospolitej" - czytamy w liście, pod którym podpisali się: Radosław Sikorski, Bogdan Klich, Tomasz Siemoniak, Piotr Łukasiewicz i twórczyni Polskiej Akcji Humanitarnej, europosłanka Janina Ochojska. Na apel odpowiedział wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński.

"W Kabulu przebywa obecnie kilku pracowników ambasady RP, afgańskich pracowników Polskiego Kontyngentu Wojskowego oraz polskich organizacji humanitarnych wraz z rodzinami. W czasie, kiedy polska obecność wojskowa, dyplomatyczna oraz humanitarna w latach 2002-2014 była znacząca, ich praca, poświęcenie i przyjaźń ratowały Polaków w potrzebie. Wielu dyplomatów i żołnierzy zawdzięcza im życie, a nasze działania w tamtym czasie nie byłyby możliwe bez ich pomocy" - czytamy w liście skierowanym do ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua. "Teraz oni potrzebują pomocy. Talibowie otoczyli Kabul, a w dotychczas zajmowanych miastach zabijani są dawni współpracownicy zagranicznych kontyngentów lub przedstawicielstw dyplomatycznych" - podkreślono.

Autorzy listu podkreślają, że docierają do nich "dramatyczne apele o jakąkolwiek pomoc". "Mamy z nimi kontakt, możemy wciąż odpowiedzieć na ich wezwania" - zapewnili.

"Apelujemy do Pana Ministra o udzielenie tym ludziom pomocy. O skierowanie na tamtejsze lotnisko samolotu, który wciąż jeszcze może ich wywieźć z oblężonego miasta. O skoordynowanie akcji z sojusznikami, dopóki lotnisko w Kabulu jest pod ich kontrolą. Deklarujemy pomoc w zidentyfikowaniu tych ludzi. Czasu jest coraz mniej. Chodzi o życie tych ludzi oraz honor Rzeczypospolitej" - czytamy w liście. 

"Ludzie, którzy pomagają Polsce, mają prawo czuć się zagrożeni"

Były ambasador RP w Afganistanie Piotr Łukasiewicz w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Michałem Dobrołowiczem opowiedział o osobach, które liczą na pomoc polskich władz.

Mówimy o maksymalnie 10 osobach z rodzinami mniejszymi lub większymi. Chodziłoby o kilka osób pracujących w Polskim Kontyngencie Wojskowym, kilka osób pracujących w PAH-u plus miejscowy personel ambasady - wyliczał. Mamy z nimi kontakt głównie przez sieci społecznościowe, SMS-y, telefony. Przeważnie są w Kabulu - dodał.

Pojawiły się informacje o tym, że byli zabijani współpracownicy rządu afgańskiego, również piloci afgańscy, tłumacze pracujących dla kontyngentów zagranicznych. Mamy prawo podejrzewać, że ludzie, którzy pomagali Polsce, mają prawo czuć się zagrożeni - podkreślił Łukasiewicz. 

Wiceszef MSZ odpowiada na apel o pomoc

Wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński przyznał, że resort jest zaniepokojony rozwojem sytuacji w Afganistanie. Jest to oczywiście bardzo niekorzystny rozwój wypadków. Jesteśmy w kontakcie z polskimi obywatelami, którzy przebywają na miejscu, także z naszymi partnerami z NATO i w ramach Unii Europejskiej podejmujemy pewne działania, żeby pomóc zarówno obywatelom polskim, jak i też osobom współpracującym - czy to z Polskim Kontyngentem Wojskowym, czy z delegacją UE w Kabulu - powiedział wiceszef MSZ.

Zastrzegł, że na razie nie może podać szczegółowych informacji w tej sprawie. One mają dość wrażliwy charakter, ale myślę, że niedługo będą mogły zostać podane do publicznej wiadomości - zaznaczył Jabłoński.