Mer Moskwy Jurij Łużkow rzucił wyzwanie prezydentowi Dmitrijowi Miedwiediewowi. Po powrocie z wymuszonego przez Kreml urlopu nie tylko nie zamierza podać się do dymisji, ale snuje plany na przyszłość. Kreml jednoznacznie domagał się od niego ustąpienia by uniknąć politycznego skandalu w obozie rządzącym Rosją.

Teoretycznie Miedwiediew może zwolnić Łużkowa w każdej chwili, ale rządzący od 20 lat Moskwą mer ma ciche poparcie Władimira Putina i żonę - najbogatszą w Rosji kobietę, która zarabia miliardy dolarów dzięki pozycji swojego męża.

Dzisiaj Łużkow dał jasno do zrozumienia, że nie spełni oczekiwań Kremla i sam nie odejdzie. Planuje nawet w październiku służbowe wyjazdy do Niemiec, Kazachstanu i Wietnamu. Do tej pory w obozie władzy, nikt tak otwarcie nie zignorował prezydenta. Media w Rosji są zgodne, jeżeli Łużkow wygra i zostanie, to prezydent Miedwiediew straci twarz i stanie się pośmiewiskiem.