"Helikopterowa inwazja na Polskę może mieć poważne konsekwencje. (...) Incydent z 1 sierpnia, który pozostał bez adekwatnej reakcji, wysyła Kremlowi jasny sygnał: może bezkarnie podbijać stawkę. NATO i Stany Zjednoczone ograniczą się do zaniepokojenia" - ostrzega w artykule w "Europejskiej Prawdzie" Serhij Sydorenko, który bardzo krytycznie ocenia reakcję Polski i NATO na wdarcie się nad Białowieżę białoruskich helikopterów.

Autor publikacji zwraca uwagę, że śmigłowce te należały do białoruskiej armii, ale "głównym miastem, w którym monitorowana jest reakcja na ten incydent, nie jest Mińsk, ale Moskwa".

"A dla Moskwy ważne jest, że doszło nie tylko do naruszenia granicy Polski, ale chronionej i reklamowanej 'wschodniej flanki NATO', której ochronę zagwarantowały Stany Zjednoczone. Co więcej, Polska jest broniona przez amerykańskie wojska w stanie wysokiej gotowości" - przypomina Sydorenko.

"NATO przymyka oko na agresję Rosji"

Po prowokacji z białoruskimi helikopterami Moskwa jest jeszcze bardziej przekonana, że "Sojusz jest gotów przymknąć oko nawet na te działania Federacji Rosyjskiej, które graniczą z agresją, byle tylko nie rozgniewać Kremla".

"Nie ma więc wątpliwości, że Rosja będzie nadal podbijać stawkę. Ponieważ ma na to pozwolenie. Będą więc dalsze, jeszcze większe prowokacje" - przestrzega Sydorenko. Według niego, "wydaje się, że strach i ostrożność stały się podstawą polityki USA i NATO wobec Rosji. I to jest poważny problem. Także dla Ukrainy" - dowodzi autor publikacji w Europejskiej Prawdzie.

"Co zrobiła Polska po naruszeniu przestrzeni powietrznej przez wojskowe helikoptery? Początkowo próbowała ukryć ten fakt i zaprzeczała mu. Potem, gdy zaczęło pojawiać się zbyt dużo dowodów fotograficznych i stało się oczywiste, że Warszawa kłamie, Ministerstwo Obrony przyznało się do incydentu. Ale jedyne, co zrobiono w odpowiedzi, to wezwanie ambasadora Białorusi do MSZ na krótką rozmowę" - wytyka autor publikacji.

Sydorenko stwierdza, że reakcja na incydent z białoruskimi helikopterami nad Białowieżą powinna być zdecydowana. 

"Ostra reakcja nie oznacza trzeciej wojny światowej"

"Ostra reakcja nie oznacza trzeciej wojny światowej" - dowodzi publicysta, odwołując się w ten sposób do stanowiska USA, które wielokrotnie powtarzały, że wojna na Ukrainie nie może zamienić się w konflikt Rosji z całym NATO.

Sydorenko przypomina inną, ostrą reakcję USA na nuklearne groźby Putina, które pojawiły się w 2022 r. Waszyngton ostrzegł wówczas Rosję przed katastrofalnymi konsekwencjami ewentualnego ataku jądrowego na Ukrainę. Wystarczyło wówczas wysłanie sygnału, że w odwecie NATO zniszczy Flotę Czarnomorską, aby Rosja wycofała nuklearny straszak z arsenału swoich działań propagandowych.

Europejska Prawda przypomina też zestrzelenie w 2015 r. rosyjskiego samolotu, który naruszył przestrzeń powietrzną Turcji. Putin musiał tę sytuację przyjąć do wiadomości.

"Putin jest słaby i boi się prawdziwej konfrontacji z Zachodem"

"To jest istota władzy Putina, który teraz doskonale wie, jak bardzo jest słaby w porównaniu z państwami zachodnimi. Putin boi się prawdziwej konfrontacji z Zachodem, zdając sobie sprawę, że nieuchronnie w niej przegra - więc powstrzymuje go ostra odpowiedź" - wskazuje.

USA i Sojusz jako całość pokazują, że boją się Rosji, że nie są gotowe do działania, a tym samym zapraszają Putina do podniesienia stawki - ocenia autor publikacji.

"Na tym tle nowe prowokacje są po prostu nieuniknione. A wyprawa wojenna 'wagnerowców' do Rzeszowa lub do obwodu kaliningradzkiego (w Polsce obowiązuje nazwa obwód królewiecki - przyp. RMF FM) przez terytorium Polski i Litwy wydaje się coraz mniej niemożliwa" - ostrzega Serhij Sydorenko.