Przez stolicę Kambodży Phnom Penh przeszła procesja pogrzebowa w hołdzie zamordowanemu krytykowi rządu Kemowi Leyowi, w której uczestniczą dziesiątki tysięcy ludzi. Śmierć Kema Leya podsyciła obawy o polityczną przemoc przed kolejnymi wyborami.

46-letni Kem Ley został zastrzelony w biały dzień 10 lipca w sklepie w Phnom Penh. Policja zatrzymała podejrzanego. Jej zdaniem motywem zabójstwa był niezwrócony dług.

W kraju, który ma długą historię turbulencji politycznych, przeciwnicy rządu są przekonani, że Kem Ley zginął z powodu swej działalności, chociaż sami przyznają, że nie mają na to dowodów. Kem Ley kierował popularnym stowarzyszeniem o nazwie "Khmer for Khmer" broniącym rolników, którzy utracili ziemię. Był też szanowanym komentatorem radiowym i analitykiem politycznym. Chociaż krytykował również opozycję, to najwięcej zastrzeżeń miał do partii rządzącej.

Hun Sen nieprzerwanie rządzi krajem od ponad 30 lat

Do zabójstwa doszło w czasie, gdy w Kambodży rośnie napięcie między premierem Hun Senem a opozycją, która liczy na ograniczenie jego władzy w wyborach samorządowych w 2017 roku i w wyborach parlamentarnych w 2018 roku. Hun Sen nieprzerwanie od ponad 30 lat jest premierem Kambodży.

Podczas niedzielnej procesji ubrani na biało mężczyźni nieśli szklaną trumnę z ciałem Kema Leya. Za nimi szły dziesiątki tysięcy ludzi, którzy trzymali w rękach niewielkie flagi, kwiaty lotosu i zdjęcia zamordowanego działacza. Procesja ma przejść 70 km na południe, do rodzinnej wsi aktywisty, gdzie zostanie on pochowany.

Według organizacji broniącej praw człowieka LICADHO kondukt żałobny ma długość 8 km.

Zlecili "wiarygodne śledztwo w sprawie zabójstwa"

Po zabójstwie Kema Leya Stany Zjednoczone wezwały kambodżańskie władze do przeprowadzenia wiarygodnego śledztwa w tej sprawie. Unia Europejska i ONZ wyraziły zaniepokojenie z powodu napięcia wywołanego przez śmierć działacza.

Organizacja Human Rights Watch (HRW) prognozuje, że morderstwo przyczyni się do obniżenia aktywności politycznej w kraju. Zabójstwo Kema Leya, które samo w sobie jest wielkim nieszczęściem, niestety potwierdza prymat przemocy w kambodżańskiej polityce - napisał w oświadczeniu badacz HRW John Coughlan.

Władze Kambodży są oskarżane o korupcję, nepotyzm, oszustwa wyborcze i łamanie praw człowieka. W ostatnich miesiącach za kratki trafiło kilkunastu opozycjonistów i obrońców praw człowieka. Twierdzą, że postawione im zarzuty zostały zmyślone przez rząd, aby uciszyć krytykę.

(mal)