Nad ranem zakończyła się identyfikacja dzieci, które zginęły albo zostały ranne w wypadku belgijskiego autobusu w Szwajcarii. Śledczy nadal nie potrafią odpowiedzieć na pytanie, dlaczego doszło do tego tragicznego wypadku. W katastrofie na autostradzie A9 w pobliżu miejscowości Sierre w kantonie Valais zginęło 28 osób w tym 22 dzieci. 24 dzieci zostało rannych. Część z nich wychodzi dziś ze szpitala. Wśród nich jest dwóch chłopców polskiego pochodzenia.

Zobacz również:

Udało się zidentyfikować wszystkie dzieci, które jechały autokarem zniszczonym we wczorajszym tragicznym wypadku w Szwajcarii. Rozpoznano zarówno te ranne, jak i ofiary śmiertelne. Było to możliwe, bo wczoraj wojskowym samolotem na miejsce dotarli bliscy poszkodowanych - w sumie 116 osób.

Wśród rannych jest 17 Belgów (w tym jeden polskiego pochodzenia), 3 Holendrów, Polak i Niemiec. Obaj chłopcy polskiego pochodzenia czują się dobrze i jeszcze dzisiaj wrócą do domu w Belgii. Polski konsul w Bernie Mariusz Wieruszewski powiedział nam, że "chłopcy są poobijani, ale nic im poważnego nie jest". Przeszli badania i lekarze zezwolili na podróż. Chłopcy chodzą do jednej klasy. Do Belgii wróci dziś także jeszcze czwórka poszkodowanych w wypadku dzieci. Szef pogotowia ratunkowego kantonu Valais Jean Pierre Deslarzes poinformował, że stan co najmniej trojga nadal jest krytyczny.

Ofiary śmiertelne to 7 Holendrów i 21 Belgów. W nocy zakończyła się ich identyfikacja. Rodzice rozpoznawali swoje dzieci na podstawie zdjęć. Peter Vanvelthoven burmistrz Lommel poinformował, że rodzice zmarłych dzieci będą mogli je zobaczyć i z nimi się pożegnać. Następnie ciała zostaną przetransportowane do Belgii dwoma wojskowymi Herkulesami C-130 - dodaje gazeta "Het Laatste Nieuws". Poinformowano także, że rodzinom ofiar firma ubezpieczająca przewoźnika wypłaci po 220 tysięcy euro odszkodowania.

Niejasne przyczyny wypadku

Niewiele wiadomo o przebiegu samego wypadku. Jedno jest jasne, że nie brał w nim udziału żaden inny pojazd, a nawierzchnia jezdni była sucha.

Z relacji ratowników biorących udział w akcji po wypadku wynika, że wszystkie dzieci miały zapięte pasy bezpieczeństwa. Jednak z powodu siły uderzenia autobusu o ścianę tunelu, nie ochroniły dzieci. Pasy w autobusie są bowiem, w przeciwieństwie do samochodów osobowych, przymocowane do siedzeń, a nie do ścian pojazdu. Część foteli zostało po prostu wyrwanych z podłogi.

Jak dodaje szwajcarska prokuratura, śledztwo utrudnia także fakt, że wypadku nie przeżyła żadna z sześciu dorosłych osób, która jechała pojazdem. Dzieci raczej nie będą w stanie dokładnie opowiedzieć, co działo się zanim autobus uderzył w ścianę tunelu.

W wypadku belgijskiego autobusu w Szwajcarii zginęło 28 osób. Wśród zabitych jest 22 dzieci w wieku 11-12 lat. Do tragedii doszło 13 marca 2012 o godzinie 21:15 koło szwajcarskiej miejscowości Siders w kantonie Valais. Rozpędzony autokar rozbił się o ścianę tunelu. Siła uderzenia była tak wielka, że zmiażdżony został cały przód pojazdu, który przygniótł znajdujące się w środku dzieci. Akcja ratunkowa na miejscu wypadku trwała całą noc. Brało w niej udział około 200 lekarzy, policjantów i strażaków.

Wstrząsające relacje świadków

Ci, którzy brali udział w akcji ratunkowej, nie mogą otrząsnąć się z szoku. Pracuję w tym zawodzie do 20 lat. Ale to było gorsze, niż wszystko inne co do tej pory przeżyłem - opowiada ratownik Alain Rittiner, który na miejsce katastrofy przyjechał około 20 minut po wypadku. Pierwsze co można było usłyszeć, to ogłuszający krzyk dzieci - relacjonował. Także pozostali ratownicy mówią o "apokaliptycznej sytuacji".

W sumie w akcji ratowniczej brało udział 200 osób: policjanci, strażacy, lekarze i ratownicy medyczni. Byli w szoku, wielu z nich nie było w stanie powstrzymać łez.

Dzieci w wieku 11-12 lat były uczniami dwóch szkół w Lommel i Heverlee. Łącznie w autokarze były 52 osoby. Był to jeden z trzech pojazdów wynajętych na wyjazd uczniów. Dwa pozostałe dojechały bezpiecznie do Belgii. Dzieci wracały z 10 dniowego pobytu na nartach w alpejskim kurorcie.

Prasa po wypadku pyta o bezpieczeństwo tunelu

Prasa szwajcarska zastanawia się nad bezpieczeństwem tunelu, w którym doszło do tragedii. Pisze też o "czarnym dniu" - dacie wypadku - w historii Szwajcarii. Na pierwszej stronie dziennika "Blick" białe litery tekstu na czarnym tle ułożone są w kształt krzyża. "Żaden tytuł nie jest zdolny wyrazić bólu" ofiar i ich rodzin" - pisze tabloid. Dodaje, że 13 marca, kiedy doszło do wypadku, "to czarny dzień w historii" Szwajcarii.

"Le Matin" skupia się na rodzicach, którzy musieli przyjechać do Szwajcarii, by "odebrać ranne dziecko, czuwać przy umierającym albo rozpoznać ciało" tego, które zginęło.

Prasa opisuje niszę zatoki awaryjnej w tunelu na autostradzie - to o jej pionową ścianę roztrzaskał się przód autokaru. "Czy nie należałoby przewidzieć mniejszej prędkości dla dużych pojazdów albo zmienić koncepcji niszy ratunkowej?" - pyta "Le Temps". Gazeta cytuje szwajcarski urząd ds. dróg, który tłumaczy, że tunel koło Sierre został zbudowany w 1999 roku i odpowiadał najnowszym normom dotyczącym wentylacji, kwestii bezpieczeństwa, sygnalizacji i zaopatrzenia w energię.

Jednak - jak zauważa zuryski dziennik "Tages-Anzeiger", konstrukcja niszy wbudowanej w ścianę tunelu grozi śmiertelnym niebezpieczeństwem w razie zderzenia. "Do zderzenia czołowego doszło tylko z powodu tej ściany, zbudowanej pod kątem prostym" - wskazuje gazeta. Przypomina, że ten typ konstrukcji jest bardzo częsty w szwajcarskich tunelach.

Flamandzka gazeta "Het Laatse Nieuws" opublikowała zdjęcie z obozu zimowego, z którego wracała młodzież, ze szczęśliwymi i uśmiechniętymi dziećmi i tytułem "Te dzieci już nigdy nie wrócą". Inna z gazet - "Het Nieuwsbald" - na czołówce publikuje zdjęcia wszystkich ofiar śmiertelnych tego tragicznego wypadku. "Gazet van Antwerpen" opublikowała natomiast na całej czołówce rysunek dziecka, które życzy rannym powrotu do zdrowia.