Dokładnie 10 lat temu amerykańskie i brytyjskie siły powietrzne rozpoczęły bombardowanie terenów w Afganistanie zajętych przez talibów oraz Al-Kaidę. Rozpoczęła się tym samym trwająca do dziś operacja antyterrorystyczna, do której przyłączyła się także Polska. Operacja, która zmieniła nie tylko polską, ale i amerykańską armię.

Zabieraliśmy karabiny, wsiadaliśmy na ciężarówkę i uczyliśmy się patrolować. Uczyliśmy się też walczyć z wrogiem, którego nie widzieliśmy. Oni atakowali bombami i uciekali - opowiada korespondentowi RMF FM amerykański żołnierz. Przyznaje, że panował ogromny strach: nie tylko o siebie, ale i o rodzinę.

Nie widziało się ich przez rok, czasem przez 18 miesięcy. I nie było pewności, czy jak się wróci do domu, to czy rodzina ciągle tam będzie. Ponieważ wiele rodzin po prostu się rozpadło - mówi żołnierz.

Przyznaje, że wojsko jest już zmęczone trwającym od lat konfliktem. Straty armii USA są bardzo wysokie. Zginęło ponad półtora tysiąca żołnierzy. Kilkanaście tysięcy odniosło rany.

Nie ma wyboru. Jeśli twój oddział jedzie, to ty też. To wszystko. Armia może powiedzieć - O.K. - teraz twoja kolej, żeby wrócić. I wtedy prawdopodobnie wyślą mnie znów do Afganistanu - żali się amerykański wojskowy. I dodaje: Wolałby zostać z rodziną.