Na karę 6 miesięcy więzienia skazał łódzki sąd 64-letniego mężczyznę, który najpierw uderzył swojego psa tępą stroną łopaty, a później zakopał żywcem. "Tylko taka kara jest adekwatna" - uznał sąd.

Oskarżonemu groziła kara do 3 lat więzienia. Prokuratura domagała się dla oskarżonego 6 miesięcy więzienia bez zawieszenia, a oskarżyciel posiłkowy - jedna z fundacji obrońców praw zwierząt - kary 2 lat więzienia. Obrona wnosiła o łagodny wyrok w zawieszeniu.

Sąd skazał ostatecznie 64-latka na karę 6 miesięcy więzienia i dodatkowo nakazał zapłatę 2 tys. zł nawiązki na rzecz łódzkiego schroniska dla zwierząt. Żądaną przez oskarżyciela posiłkowego karę 2 lat sąd uznał za zbyt surową i podkreślił, że kara nie może być zemstą.

Wina oskarżonego nie budzi wątpliwości. Tylko kara bez zawieszenia będzie adekwatna do popełnionego czynu i wyrządzonej szkody
- uznał sąd.

"Sądy nie korzystają ze swojego narzędzia, jakim są kary bezwzględnego pozbawienia wolności"

Proces stał się okazją do protestu ws. zaostrzenia kar dla oprawców zwierząt.

Jesteśmy tu dziś, bo jesteśmy wściekli! - mówił przed budynkiem sądu Paweł Frańczuk z fundacji "Viva!". Wściekli, że nadal w Polsce w XXI wieku musimy w takich sprawach pikietować, demonstrować przed sądem. Obrońca zwierząt dodawał, że w ponad 85 proc. spraw, dotyczących znęcania się nad zwierzętami, sądy wydają wyroki z karą więzienia, ale kary te są w zawieszeniu.

W rozmowie z naszą dziennikarka protestująca kobieta zaznaczyła: Musiałam tu być, bo wydaje mi się, że sądy nie korzystają ze swojego narzędzia, jakim są kary bezwzględnego pozbawienia wolności (kary więzienia bez warunkowego zawieszenia - przyp. red.) dla oprawców zwierząt. Zaczyna się od zwierząt, a później zwyrodnialcy przechodzą na ludzi, bo już im jest za mało, gdy przyglądają się cierpieniu.

Obrońcy praw zwierząt chcą takich zmian w prawie, aby oprawcy zwierząt byli karani więzieniem bez zawieszenia na okres 5 lat oraz wprowadzenia zakazu posiadania, opiekowania się zwierzętami dla osób, które zostały skazane za znęcanie się nad zwierzętami.

Chciał pozbyć się psa, bo przeprowadził się do bloku

Przed sądem, po odczytaniu aktu oskarżenia 64-latek odmówił składania wyjaśnień. Sędzia, odczytując wyjaśnienia mężczyzny, jakie złożył w śledztwie, przytaczała fragment, w którym opowiadał o tym, jak próbował uśmiercić suczkę Dianę. Mężczyzna chciał pozbyć się psa, bo z domku jednorodzinnego przeprowadził się do bloku. Czworonoga najpierw uderzył płaską częścią łopaty w głowę (wcześniej podejrzewano, że była to tępa strona siekiery), a później włożył do jutowego worka i zakopał. Oprawca wyjaśniał, że myślał, iż zwierzę było martwe w chwili, gdy je zakopywał. Okazało się jednak, że suka wciąż żyła, gdy oprawca przysypywał ją ziemią. Tylko skowyt psa pozwolił na jego odszukanie...

Psa zakopanego żywcem na osiedlu Olechów w Łodzi znaleziono 22 listopada 2016 roku. Uratowali go przypadkowi ludzie i strażnicy miejscy. Weterynarze walczyli o życie zwierzęcia, ale ostatecznie pies skonał w lecznicy. Sunia była tak osłabiona, że nie chciała jeść, a tylne łapy miała bezwładne. Lekarze wykryli u niej również guzy na listwie mlecznej, które udało się usunąć, ale najwidoczniej pies podobny do owczarka niemieckiego był zbyt słaby, aby wrócił do zdrowia.

(mal)