Premier Donald Tusk odniósł się do medialnych doniesień o jego rzekomym niezadowoleniu z pracy szefa MSWiA Marcina Kierwińskiego oraz funkcjonowania Służby Ochrony Państwa po kradzieży prywatnego samochodu. W czwartek podczas briefingu w Kopenhadze podkreślił, że nie ma zastrzeżeń do ochrony i zaprzeczył spekulacjom o personalnym "trzęsieniu ziemi" w SOP.

Według doniesień "Super Expressu" po kradzieży lexusa należącego do rodziny Tuska w SOP miało dojść do zwolnienia dyrektora i wicedyrektora biura ochrony premiera, a szef służby miał zostać wysłany na półroczny urlop. Doniesienia mówiły również o objęciu pełną ochroną całej rodziny premiera.

Nie zajmuję się oceną działania służb. Nie narzekam w żaden sposób na ochronę - powiedział premier. Dodał, że ochrona została wzmocniona "w związku z niejasnym charakterem tego incydentu".

Służba Ochrony Państwa staje na głowie nawet czasami. Ja się czuję za bardzo ochroniony, a nie za mało ochroniony - stwierdził szef rządu, przyznając, że zdarzają się nietypowe sytuacje.

Donald Tusk odniósł się również do kwestii ewentualnych zmian personalnych. Jak jestem z kogoś niezadowolony, to dziękuję mu za współpracę i proponuję komuś innemu to zajęcie - wyjaśnił. Więc proszę, nie trzeba spekulować, ja jestem tutaj bardzo konkretny w tych sytuacjach - zaznaczył premier.

MSWiA: Decyzji jeszcze nie ma

Rzeczniczka MSWiA Karolina Gałecka potwierdziła, że po incydencie szef SOP wyciągnął konsekwencje wobec dyrektora i wicedyrektora biura ochrony premiera. Podkreśliła jednak, że minister Marcin Kierwiński wciąż czeka na raport i spotkanie z komendantem SOPW tym momencie ze strony MSWiA nie zapadły żadne decyzje - poinformowała.

Do kradzieży samochodu doszło we wrześniu. Sprawą zajmuje się Prokuratura Rejonowa w Sopocie.

Sąd zgodził się na trzymiesięczny areszt dla podejrzanego, 41-letniego mieszkańca Sopotu. Prokurator Mariusz Duszyński poinformował, że Łukasz W. usłyszał dwa zarzuty: kradzieży z włamaniem auta i dokumentów, a także posłużenia się podrobionymi tablicami rejestracyjnymi. Mężczyźnie grozi do 10 lat więzienia.

Zatrzymania dokonano na lotnisku w Gdańsku, gdzie Łukasz W. planował wylecieć do Burgas w Bułgarii. Jak przekazała rzeczniczka prasowa KWP w Gdańsku Karina Kamińska, 41-latek był zaskoczony i nie stawiał oporu. Policja zabezpieczyła także materiał dowodowy w jego mieszkaniu. Mężczyzna był już wcześniej karany za oszustwa i przestępstwa przeciwko życiu.