Okupacja Lubelskich Zakładów Przemysłu Skórzanego. Dwa dni przed końcem roku z firmy zwolnionych zostało ponad 140 pracowników. Od wczoraj zakładu nie opuszcza pięćdziesięciu z nich - żądają odpraw.

Protestujący zajmują jedno z pomieszczeń na parterze budynku. Od reszty pracowników, którzy coraz liczniej przybywają przed zakład, odgradza ich kilkudziesięciu ochroniarzy i dwa rzędy metalowych płotków. Na razie jest spokojnie. Związkowcy liczą na rozmowy z prezesem i likwidatorem zakładu. Zapowiadają, że jeśli do nich nie dojdzie, nie ruszą się stamtąd. Chyba, że zostaną usunięci siłą.

Wojciech Kądziołka, rzecznik firmy Protektor SA, właściciela zakładu, twierdzi, że zwolnieni pracownicy dostaną półroczne odprawy. Oni jednak domagają się dodatkowo po tysiąc złotych za każdy rok pracy.

Rzecznik Protektora pytany, czy władze firmy będą rozmawiać z protestującymi, stwierdził, że w nocy likwidator kilkakrotnie spotykał się ze zwolnionymi pracownikami. Ci twierdzą, że próby rozmów nie było.

Czarę goryczy pracowników przelała forma wręczenia wypowiedzeń. Dotarły do nich w czwartek wieczorem pocztą kurierską, mimo że większość z nich była tego dnia w pracy. Poza tym nie pozwolono im opróżnić swoich szafek na terenie zakładu. Musieli zapisać się na specjalną listę, a rzeczy będą mogli zabrać dopiero w środę i czwartek.

Zakład rzeczywiście przynosił straty, więc ludzie spodziewali się, że może upaść. Jednak - jak twierdzą związkowcy - jeszcze przed świętami zapewniano ich, że są zamówienia na co najmniej kwartał. Firma szyła buty m.in. dla służb mundurowych.