To dyrektor departamentu zdrowia MSWiA nie zgodził się dwa lata temu na zapłatę za karetkę dla prezydenta - informuje rzeczniczka ministerstwa. A teraz gdański szpital MSWiA wzywa kancelarię Kaczyńskiego do zapłaty 214 tysięcy złotych za 71 dni czuwania nad prezydenckim zdrowiem.

Wcześniej pojawiły się informacje, że decyzję o niepłaceniu za karetkę podjął Ludwik Dorn, ówczesny szef MSWiA. Nie pamiętam jak został rozwiązany problem z karetką dla prezydenta - mówi jednak reporterce RMF FM Ludwik Dorn i umywa w tej sprawie ręce. Jak twierdzi, jest posłem i odsyła po wyjaśnienia do departamentu prawnego MSWiA. Moje doświadczenie jest takie, że jeżeli coś rozsądne i konieczne to inteligentny, cwany prawnik zawsze znajdzie podstawę prawną - tłumaczy Dorn.

Wszystkiemu winny BOR?

Jak ustaliła reporterka RMF FM, karetkę dla prezydenta podczas jego pobytu na Helu zamówiło Biuro Ochrony Rządu. Był to obowiązek wynikający z ustawy o BOR-ze. Jak tłumaczy rzecznik Biura, Dariusz Aleksandrowicz, funkcjonariusze muszą bowiem zapewnić całodobową ochronę głowie państwa, nawet jak jest na urlopie, włącznie z ochroną zdrowotną i nie interesuje ich, kto za to zapłaci.

Przecież to stara sprawa

O tym, że kwestia płacenia, a raczej braku płacenia za karetkę nie jest nowa, mówi dyrektor gdańskiego szpitala MSWiA Grzegorz Sut. Spór o zapłatę za karetkę dla prezydenta trwa od 2006 roku - mówi reporterowi RMF FM.

Szpital należy do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, ale to dyrektor placówki, a nie resort wzywa prezydenta do zapłaty. Dzieje się tak dlatego, że to szpital wykonywał usługę, a dyrektor musi dbać o finanse placówki. Żaden dyrektor nie może sobie pozwolić na to, żeby przejść do porządku dziennego nad taką sytuacją. Jest to połowa miesięcznych przychodów oddziału chirurgicznego - wyjaśnia Grzegorz Sut reporterowi RMF FM.

Dlatego też dyrektor szpitala wezwał Kancelarię Prezydenta do zapłaty, a właściwie nie dyrektor, a radca prawny na jego polecenie. To on złożył stosowny dokument w sądzie i teraz sąd ma wezwać kancelarię Lecha Kaczyńskiego, aby się do niego ustosunkowała.

Winna luka w prawie

Niewykluczone, że źródłem całego zamieszania jest luka w prawie oraz nowe zwyczaje prezydenta Kaczyńskiego. Przepisy przewidują bowiem zapewnienie opieki medycznej najważniejszym osobom w państwie, a także ich rodzinom - w nagłych wypadkach. A jeśli chodzi o przedstawicieli władz, także podczas ich formalnych wizyt krajowych i zagranicznych. Za te świadczenia płaci normalnie MSWiA. Nie ma natomiast w przepisach opisanej sytuacji, że karetka pogotowia jest w stanie czuwania podczas wypoczynku głowy państwa.

Tę lukę zauważył Ludwik Dorn, który jako szef MSWiA odmówił w 2006 roku finansowania karetki na Helu. Od tamtego czasu – jak dowiedział się nasz reporter – sprawę zamiatano pod dywan. Ambulans przyjeżdżał na Hel, jednak nikt za to nie płacił. Zwyczaj zamawiania karetki rozpoczął się, gdy Lech Kaczyński został prezydentem. Wcześniej – jak wynika z dokumentów MSWiA – Aleksander Kwaśniewski wypoczywał na Helu bez asysty pogotowia ratunkowego.

Prezydent nawet jak odpoczywa, pracuje

Kancelaria jest całą sprawą mocno zdziwiona. To kolejna czysta złośliwość wobec prezydenta - komentuje Michał Kamiński. Według szefa Kancelarii Prezydenta opieka medyczna przysługuje prezydentowi cały czas, bo głowa państwa pełni swoje funkcje bez przerwy i w związku z tym nie ma takiego pojęcia jak „prezydencki urlop”.

Lech Kaczyński nawet jak przebywa w ośrodku na Helu pracuje: podpisuje dokumenty, przyjmuje gości i prowadzi rozmowy telefoniczne – przekonuje Michał Kamiński. I dodaje, że teoretycznie w warunkach uregulowanych przez konstytucję, może być chwilowo uznany za niezdolnego do sprawowania tej funkcji. Jednocześnie jednak zapewnia, że ze zdrowiem prezydenta wszystko jest w porządku. Posłuchaj relacji reporterki RMF FM Kamili Biedrzyckiej:

To nie prezydent powinien płacić?

W związku z tym, że prezydent pełni swoją funkcję przez 365 dni w roku ani Lech Kaczyński, ani Kancelaria Premiera – według Kamińskiego – nie są stroną w sprawie i to nie oni powinni regulować należność wobec gdańskiego szpitala MSWiA.

Jeżeli ochrona prezydenta wypala benzynę w samochodzie, w którym jedzie, to też nie budżet Kancelarii Prezydenta jest tym obciążany - mówi szef Kancelarii Prezydenta z rozmowie z reporterką RMF FM.

Kamiński nie ma pewności, kto w takim razie powinien zapłacić za pracę karetki. Jak sam mówi, nie do końca orientuje się we wszystkich procedurach, ale uważa, że kwotę powinien uregulować organ, który jest organem nadzorczym nad Biurem Ochrony Rządu, czyli Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.

Ale ministerstwo płacić nie chce. W wytycznych sprzed kilku miesięcy minister spraw wewnętrznych polecił podległym resortowi szpitalom, by same troszczyły się o swoją płynność finansową i w jak najmniejszym stopniu się zadłużały.

Szpitale podejmują niezależne decyzje, a wytyczną ministerstwa jest to, żeby każdy ze szpitali dbał o własne interesy i pracował w jak najlepszej kondycji finansowej - mówi reporterowi RMF FM Wioletta Paprocka z MSWiA. A szef szpitala z Gdańska poinformował już resort, że jeśli nie dostanie pieniędzy, gotów jest wejść nawet na drogę sądową.

Kancelaria Prezydenta oraz Biuro Ochrony Rządu domagały się, aby szpital podczas każdego pobytu prezydenta w nadmorskiej Juracie wysyłał tam karetkę reanimacyjną, by wraz z lekarzem i sanitariuszami stała w gotowości przez 24 godziny na dobę. Z dokładnej statystyki przytoczonej w piśmie procesowym wynika, że było to 33 dni urlopu prezydenta i 38 przedłużonych wypadów weekendowych.

Obstawa w zdezelowanych karetkach

Do obsługi wizyt prezydenta szpital posiada dwie karetki – obydwie mocno zniszczone, na co narzekają kierowcy. A za każdym razem trzeba przyjechać, trzeba pojechać. Telefonogram idzie, pismo idzie, a „borowiki” sobie życzą obstawy - mówią. W takim telefonogramie wskazane są najdrobniejsze nawet szczegóły obstawienia medycznego. Dla załóg karetek najtrudniejsze są obstawy krótkich, kilkugodzinnych wizyt prezydenta.

Z premierem sprawa wygląda inaczej

Jak zaznacza Michał Kamiński, fakt specjalnej opieki zdrowotnej dla prezydenta reguluje specjalna ustawa, która mówi o czterech osobach w państwie, którym przysługuje specjalna opieka medyczna. To jest prezydent, premier i obaj marszałkowie - wyjaśnia.

Jednak sprawa z „czuwającą” karetką w przypadku premiera wygląda zdecydowanie inaczej. Jak wyjaśnił naszemu reporterowi szef kancelarii premiera Tomasz Arabski, w przypadku przyjazdu szefa rządu do Trójmiasta, szpital MSWiA jest jedynie powiadamiany o takim fakcie i o tym jaką grupę krwi ma Prezes Rady Ministrów.