​Sąd we Wrocławiu uniewinnił kierownika działu zwierząt drapieżnych w zoo oskarżonego o niedopełnienie obowiązków. Miał on źle nadzorować pracę brygadzisty, który na wybiegu został w 2015 roku zaatakowany przez tygrysa. Mężczyzna zmarł. Zdaniem sądu, to nie Stanisław U. odpowiada za tragedię. To był nieszczęśliwy wypadek.

Do tragedii doszło 16 września 2015 roku, gdy brygadzista wraz z kierownikiem weszli na wybieg. Byli przekonani, że tygrys jest zamknięty. Z zeznań kierownika wynikało, że dzień wcześniej zwierzę zostało zamknięte w klatce bo następnego dnia planowano koszenie trawy na wybiegu. W czasie śledztwa nie wskazano jednak, jak tygrys wydostał się z klatki. Nie wiadomo, czy została źle zamknięta, czy może brygadzista przypadkowo ją otworzył.

Niejasności w instrukcjach bezpieczeństwa

Zdaniem sądu to nie Stanisław U. odpowiada za tragedię sprzed trzech lat. Argumentując wyrok sędzia Anna Kochan mówiła o niejasnościach znajdujących się w instrukcjach dotyczących kwestii bezpieczeństwa. Brakowało dokładnych instrukcji wskazujących na konkretne zachowanie.

Stanisław U. znalazł się przypadkiem na wybiegu. Szedł na konferencję. Zatrzymał się przy wybiegu, by porozmawiać z ofiarą. To pokrzywdzony tego dnia był brygadzistą i to on przydzielał tego dnia zadania. Jeżeli nie przydzielił sobie kogoś do asysty, to popełnił błąd, albo już z asysty skorzystał - wyjaśniała w uzasadnieniu orzeczenia sędzia.

Sąd podkreślił, że gdyby Stanisław U. pojawił się w tym miejscu trzy minuty wcześniej lub później, do tragedii i tak by doszło. Niewykluczone nawet, że tygrys mógłby nawet wybiec na teren ogrodu, bo to mężczyzna, który stanął przed sądem, zamknął klatkę po ataku.

Nieszczęśliwy wypadek

Zdarzenie to jest nieszczęśliwym wypadkiem. Ani pokrzywdzony umyślnie nie otworzył klatki, bo przecież nie zamierzał utracić życia w tamtym czasie, ani oskarżony umyślnie nie nie dopełnił obowiązków związanych z bezpieczeństwem i higieną pracy - argumentowała po orzeczeniu sędzia Kochan.

(ł)