Na karę 25 więzienia skazał Sąd Apelacyjny w Gdańsku 27-letniego Łukasza Mędrkiewicza, oskarżonego o zabójstwo taksówkarza w listopadzie ub. roku. Podtrzymał tym samym wyrok sądu pierwszej instancji. Wyrok jest prawomocny.

Na karę 25 więzienia skazał Sąd Apelacyjny w Gdańsku 27-letniego Łukasza Mędrkiewicza, oskarżonego o zabójstwo taksówkarza w listopadzie ub. roku. Podtrzymał tym samym wyrok sądu pierwszej instancji. Wyrok jest prawomocny.
Sąd Apelacyjny zgodził się na ujawnienie wizerunku i danych osobowych oskarżonego /Jan Dzban /PAP

Sąd Apelacyjny zgodził się na ujawnienie wizerunku i danych osobowych oskarżonego.

Oprócz 25 lat więzienia Sąd Okręgowy w Słupsku w styczniu tego roku wymierzył oskarżonemu także zapłatę 200 tys. zł zadośćuczynienia żonie i dwóm synom ofiary.

Od wyroku słupskiego sądu odwołały się obie strony. Obrońca wniósł o zasądzenie łagodniejszej kary, ponieważ oskarżony miał pozbawić życia taksówkarza w zamiarze ewentualnym, w sposób nagły. Prokuratura zaś domagała się uchylenia wyroku i skierowania sprawy do ponownego rozpatrzenia, aby sąd niższej instancji mógł orzec karę dożywotniego więzienia. Według prokuratury czyn Mędrkiewicza był bowiem zaplanowany.

Rozprawa odwoławcza odbyła się przed Sądem Apelacyjnym w Gdańsku.

W uzasadnieniu wyroku sędzia Dariusz Malak powiedział, że sąd pierwszej instancji prawidłowo ocenił materiał dowodowy i nie ma żadnych podstaw, aby to kwestionować.

To nie jest proces poszlakowy. Mamy tu konkretne dowody zbrodni. Mieliśmy najważniejszy w tej sprawie dowód przeprowadzony przez medyków sądowych. Jak się czyta ich opinie, to można dojść do wniosku, że nie pozostawia ona żadnych wątpliwości co do mechanizmu powstania obrażeń. I trzeba tu przyznać, że oskarżony nie mówił prawdy. Zataił prawdę, jeśli chodzi o sposób, w jaki zadał obrażenia pokrzywdzonemu. Próbował w ten sposób umniejszyć swoją odpowiedzialność karną - uznał sąd.

Żona taksówkarza, występująca w procesie jako oskarżyciel posiłkowy, powiedziała dziennikarzom, że nie jest w pełni usatysfakcjonowana z wyroku. Jestem zadowolona, że dostał te 25 lat, że wyrok nie został zmniejszony, choć nie do końca, bo chcieliśmy dożywocia. Tylokrotnie był karany ten morderca (za kradzieże i za jazdę samochodem po pijanemu - PAP), że powinien dostać dożywocie - dodała.

Ja widziałem mojego męża w trumnie, był cały posiniaczony, ja go nie mogłam poznać. Mam synów starszych od mordercy, którzy mnie teraz wspierają. Zachorowałam na raka po tym wszystkim. Co ja mam powiedzieć moim wnuczkom, które pamiętają dziadka i proszą "babciu, ja się chcę przytulić do dziadka"?. Mąż był bardzo dobrym człowiekiem, bardzo mi go brakuje. Przecież on mógł uciec, nie musiał mu życia zabierać, mąż by go przecież nie gonił. Po co go zamordował? - mówiła wcześniej podczas rozprawy żona zamordowanego, która przyniosła do sądu oprawione w ramę duże zdjęcie męża.

Do przestępstwa doszło 22 listopada 2017 r. Tego dnia wieczorem Łukasz Mędrkiewicz zamówił kurs ze Słupska do rodzinnej miejscowości Głobino, choć nie miał pieniędzy. Kierującemu autem 65-letniemu taksówkarzowi polecił kilka razy wracać do Słupska, m.in. po rzekomo pozostawiony w barze portfel i do bankomatu. W pewnym momencie między taksówkarzem i oskarżonym miało dojść do kłótni o wysokość zapłaty. Napastnik zaczął zadawać kierowcy ciosy pięściami, a następnie udusił go paskiem od spodni. Przepchnął ofiarę na siedzenie pasażera i sam poprowadził samochód. W końcu porzucił auto w lesie i zabrał dwa telefony komórkowe. Do domu dotarł pieszo, a po drodze wyrzucił skradzione przedmioty.

Oskarżony przyznał się do winy, ale stwierdził, że nie planował i nie chciał dokonać zabójstwa. Podczas procesu przed słupskim sądem wyraził skruchę i przeprosił rodzinę ofiary.

Proszę sąd z całego serca o łaskawość. Nie chcę spędzić reszty życia w więzieniu. Miałem perspektywę, pracę, dziewczynę, chciałem działalność gospodarczą zakładać. Dlaczego miałbym planować zabójstwo przypadkowej osoby? - mówił w sądzie w ostatnim słowie oskarżony.

(mpw)