Ponad 700 funkcjonariuszy jest na liście do przesłuchania w śledztwie w sprawie podejrzeń przekroczenia uprawnień podczas zabezpieczenia zeszłorocznego marszu środowisk narodowych w Warszawie - dowiedział się reporter RMF FM. Policja nie ułatwia prokuraturze wyjaśnienia okoliczności zdarzeń z okolic Stadionu Narodowego.

Zeszłoroczny Marsz Niepodległości w Warszawie 11 listopada był bardzo niespokojny. Policja informowała o zatrzymaniu kilkudziesięciu osób i licznych mandatach.

Z drugiej strony policji zarzucano się brutalność, naruszanie nietykalności dziennikarzy i ranienie gumową kulą m.in. fotoreportera "Tygodnika Solidarność".

Uczestnicy marszu publikowali w internecie liczne filmy m.in. ze stacji PKP Warszawa Stadion. Widać na nich, jak policjanci przy pomocy pałek atakują ludzi. Na schodach stacji PKP Stadion zorganizowali coś na kształt milicyjnej ścieżki zdrowia. Zamaskowani funkcjonariusze ustawieni w szpaler bili pałkami każdego, kto przechodził obok.

W marcu w sprawie wydarzeń z listopada 2020 roku wszczęto śledztwo. Teraz okazuje się, że do przesłuchania jest ponad 700 funkcjonariuszy policji.

Dlaczego aż tylu? Jak usłyszał dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada, chodzi o znalezienie metody, by ustalić, którzy konkretnie funkcjonariusze stali na schodach i bili pałkami przechodzących ludzi. Na razie wiadomo jedynie, że byli to policjanci z tak zwanych Nieetatowych Oddziałów Prewencji.

Co ciekawe, w ustaleniu szczegółów nie pomogło nawet przesłuchanie policjantów dowodzących zabezpieczeniem. Dlatego przed prokuratorem ma stanąć ponad 700 funkcjonariuszy NOP, którzy pracowali przy całym marszu.

Już wcześniej w policyjnym wewnętrznym postępowaniu odmawiali wskazania konkretnych uczestników incydentu ze stacji Warszawa Stadion. Nikt się nie przyznał, a rozpoznanie ich jest bardzo trudne, bo mieli jednakowe mundury bez indywidualnych oznaczeń, a na głowach białe kaski.

Policja: współpracujemy z prokuraturą

Od początku w pełni współpracujemy z prokuraturą - mówi dziś Mariusz Ciarka, rzecznik komendanta głównego policji. Wyjaśnia, że komenda główna zwróciła się do prokuratury o ocenę prawno-karną zdarzeń z dworca Warszawa Stadion. Dostarczyła też wszelką dokumentację, o którą wystąpiła prokuratura, a która dotyczyła budzącego wątpliwości zabezpieczenia imprezy.

Rzecznik dodaje też, że po bezskutecznych próbach ustalenia konkretnych policjantów, którzy używali pałek, komendant główny zwrócił się o zmiany w prawie.

"Jedną z propozycji rozwiązań jest to, aby policjanci mogli używać imiennika w postaci identyfikatora cyfrowego a nie imienia i nazwiska" - wyjaśnia Ciarka.

Policjanci imienników podczas manifestacji nie noszą, a to uniemożliwia identyfikację tych, którzy są w jednakowych hełmach. 

Policja przeprasza za zajścia

Przypomnijmy, że policja późnej przepraszała za te zajścia.

"Ważne jest przyznanie się do błędów, które zostały potwierdzone po przeprowadzeniu czynności kontrolnych. Przepraszamy za sytuacje, które były niepotrzebne" - przekazał na początku grudnia rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkom. Sylwester Marczak, nawiązując do użycia pałek służbowych oraz granatu hukowego wobec dziennikarzy 11 listopada w rejonie stacji PKP Warszawa Stadion.


Opracowanie: