Na 10 lat więzienia skazał Sąd Okręgowy w Białymstoku 19-latkę oskarżoną o zabójstwo swego nowo narodzonego dziecka. Sąd uznał, że działała świadomie i z zamiarem bezpośrednim - chłopczyk został uduszony gumką do włosów. Wyrok nie jest prawomocny.

Zobacz również:

Sprawa stała się głośna, gdy zwłoki noworodka znalazł w październiku ubiegłego roku mężczyzna spacerujący z psem. Ukryte były w zaroślach na jednym z białostockich osiedli.

Gdy po kilku dniach w mediach zamieszczone zostały komunikaty dotyczące poszukiwań rodziców chłopczyka (były tam publikowane zdjęcia m.in. kołderki i ręcznika znalezionych przy zwłokach), dziewczyna i jej chłopak zgłosili się na policję. Dziewczyna miała wówczas 18 lat i była uczennicą liceum. Chłopak jest o rok starszy.

Według śledczych, 31 lipca 2013 roku dziewczyna urodziła w łazience żywe dziecko. Rodziców nie było wtedy w domu. Do ich przyjścia zdążyła posprzątać i ukryć zwłoki. Oni sami twierdzą, że o ciąży córki nie wiedzieli.

Przed sądem dziewczyna twierdziła, że dziecko urodziło się martwe, z zadzierzgniętą na szyi pępowiną.

W ustnym uzasadnieniu wyroku sąd okręgowy zaznaczył, że treść kolejnych opinii biegłych "kategorycznie wyklucza" wersję przedstawianą przez oskarżoną.

Biegli wskazali, że dziecko na pewno urodziło się żywe (oddychało). Na szyi chłopczyk miał gumkę do włosów i ślady pozostawione przez gumkę, które mogły powstać wyłącznie wtedy, gdy ściskana jest szyja żywego człowieka.

Sąd ocenił przy tym, że gdy nastolatka poszła do łazienki, "doskonale zdawała sobie sprawę, że to dziecko urodzi, a następnie zabije".

Nie przygotowywała wyprawki, konsekwentnie zaprzeczała, że jest w ciąży. Biegli uznali także, że  dziewczyna jest wyjątkowo niedojrzała, ucieka od problemów zamiast próbować je rozwiązać.

Partner dziewczyny, który o wszystkim wiedział i namawiał ją, by poszła do lekarza i nie rodziła sama, w innym procesie odpowiada m.in. za zacieranie śladów - chodzi o pomoc w ukrywaniu zwłok dziecka.

(j.)