"Spodziewamy się bardzo intensywnych opadów w krótkim czasie, bo w ciągu zaledwie 48 godzin" - powiedział Donald Tusk po spotkaniu Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. "To jest bardzo duży opad, z którego muszą wynikać zdarzenia kryzysowe szczególnie w terenach górskich" - dodał premier. Jego zdaniem, nie grozi nam jednak powódź na taką skalę jak w maju, czy w lipcu 2010 roku.

W terenach górskich przy bardzo dużym i gwałtownym opadzie dochodzi do takiego wezbrania wody, że nie ma ludzkiej siły, która mogłaby zapobiec takiemu lokalnemu zdarzeniu w górach. Dla nas rzeczą bardzo ważną jest to, aby ludzie na tych terenach zagrożonych byli precyzyjnie i systematycznie informowani. Zobowiązałem służby, aby przy użyciu wszystkich możliwych metod ta informacja docierała. Wojewodowie wiedzą, że muszą jak najszybciej przygotować pełną informację i dostępność służb państwowych dla mieszkańców terenów zagrożonych - powiedział premier.

Według Tuska powstały symulacje pogodowe, które uprzedzają, co może się zdarzyć. Z tego modelu wynika jednoznacznie, że raczej nie powinno być zjawiska - mówimy tutaj o tej zasadniczej fali - na taką skalę jak w roku 2010, czy to w maju, czy to w lipcu. Spodziewamy się trochę mniejszego opadu i niższej fali na Wiśle. Na Odrze to zagrożenie w ogóle wydaje się zdecydowanie mniejsze - zapewnił szef rządu. Jak dodał, w zbiornikach retencyjnych jest dwa razy więcej wolnego miejsca niż wymaga norma. Ulewy na południu Polski mają potrwać dwa dni a fala powodziowa na Wiśle ruszy w sobotę.

Największe wzrosty stanów wody spodziewane są na terenie województw podkarpackiego, małopolskiego, śląskiego, świętokrzyskiego i lubelskiego. Synoptycy ostrzegają, że sytuacja jest poważna. IMiGW prognozuje, że w ciągu najbliższych 12 godzin spadnie lokalnie 40 litrów deszczu na metr kwadratowy. Prawdopodobieństwo spełnienia się takiego scenariusza IMGW ocenia na 90 proc.

Rzecznik komendanta głównego PSP Paweł Frątczak poinformował, że decyzją komendanta w stanie gotowości są kompanie przeciwpowodziowe z pięciu województw (podlaskiego, mazowieckiego, kujawsko-pomorskiego, łódzkiego i wielkopolskiego) oraz słuchacze czterech szkół pożarniczych (z Krakowa, Bydgoszczy, Poznania i Częstochowy). Mogą oni w każdej chwili wspomóc strażaków w zagrożonym rejonie. Chodzi w sumie o ok. 470 strażaków, 50 aut i sprzęt - łodzie, pontony, zapory przeciwpowodziowe.

NIK sprawdziła zabezpieczenia

6 miliardów 300 milionów złotych przeznaczono z budżetu państwa na usuwanie skutków powodzi z 2010 roku. Najwyższa Izba Kontroli ocenia jednak, że były to działania doraźne, bo brakuje rozwiązań systemowych. Skupienie się na wałach, jako głównej ochronie przed powodzią, to przestarzałe myślenie - powiedział reporterowi RMF FM Krzysztofowi Zasadzie Paweł Biedziak z NIK. Powinno się stawiać na rozbudowę zbiorników retencyjnych a te inwestycje są opóźnione - dodaje.

Ważnym elementem walki z wielką wodą jest tworzenie polderów - czyli terenów, które w kontrolowany sposób można zalać. Największym problemem jest jednak brak planów zagospodarowania przestrzennego w zagrożonych gminach - podkreśla Biedziak. Takie plany obejmują jedynie 12 procent zagrożonych obszarów. Dodatkowo, tylko w jednej trzeciej przypadków wprowadzono w gminach zakazy, czy ograniczenia zabudowy na terenach zalewowych.

(ug)