Europejski Trybunał Praw Człowieka i Podstawowych Wolności zbada, czy polskie sądy należycie wyjaśniły okoliczności śmierci Grzegorza Przemyka. 19-letniego maturzystę śmiertelnie pobiła milicja w maju 1983 roku. Trybunał sprawdzi także, czy funkcjonariusze zostali pociągnięci do odpowiedzialności karnej.

Na stronie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka pojawiła się informacja o skierowaniu w tej sprawie pytania do polskiego rządu. To oznacza, że Trybunał zajmie się sprawą.

Skargę do Strasburga wniósł Leopold Przemyk, ojciec Grzegorza. Jego zdaniem polskie sądy nie uwzględniły art. 2 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Zgodnie z nim "prawo każdego człowieka do życia jest chronione przez ustawę". "Nikt nie może być umyślnie pozbawiony życia, wyjąwszy przypadki wykonania wyroku sądowego skazującego za przestępstwo, za które ustawa przewiduje taką karę" - stanowi Konwencja.

W zeszłym roku SN uznał sprawę za przedawnioną

W lipcu 2010 roku Sąd Najwyższy uznał, że sprawa śmierci Grzegorza Przemyka jest ostatecznie przedawniona. Oddalił kasację od prawomocnego wyroku sądu, który z powodu przedawnienia umorzył sprawę byłego zomowca Ireneusza K., oskarżonego o śmiertelne pobicie Przemyka. Wątek tej sprawy wobec Ireneusza K. przed różnymi instancjami trwał ponad 27 lat.

12 maja 1983 r. 19-letni maturzysta Grzegorz Przemyk, syn opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, z kolegą Cezarym F. świętował egzamin na pl. Zamkowym w Warszawie. Był bez dokumentów, wobec czego milicjanci, w tym K., zabrali go na komisariat. Tam dostał ponad 40 ciosów pałkami w barki i plecy oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala zmarł po dwóch dniach. Jego pogrzeb stał się wielką manifestacją przeciw władzy.

Władze chroniły zomowców

Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie śmierci Przemyka, ale jednocześnie władze podjęły działania mające uchronić milicjantów przed karą. Winą chciano obarczyć sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala.

W lipcu 1984 r., po wyreżyserowanym przez władze procesie, sąd uwolnił od zarzutu pobicia Przemyka dwóch milicjantów - Ireneusza K. (20-letniego wówczas zomowca) i Arkadiusza Denkiewicza, dyżurnego komisariatu. Natomiast na 2 i 2,5 roku więzienia skazani zostali, za nieudzielenie pomocy pobitemu, po wymuszeniu w śledztwie nieprawdziwych zeznań, dwaj sanitariusze, którzy wieźli Przemyka do szpitala.

Długie lata procesów

Sprawa wróciła do sądów po przełomie 1989 r., gdy uchylono wyroki wydane w 1984 r. Ireneusz K. (do niedawna pracował w policji w Biłgoraju) został w 1997 r. uniewinniony przez Sąd Wojewódzki w Warszawie, który zarazem skazał Denkiewicza na 2 lata więzienia (nie odsiedział ani dnia, bo według psychiatrów na skutek wyroku doznał w psychice zmian uniemożliwiających odbycie kary). Oficera KG MO Kazimierza Otłowskiego skazano na 1,5 roku w zawieszeniu za próbę zniszczenia akt sprawy Przemyka w 1989 r. (po apelacji został on uniewinniony).

Potem sprawa K. zaczęła krążyć między sądami. Kolejne procesy ruszały kolejno w 2000 (w tym procesie sąd uznał, że sprawa się przedawniła), 2003 (w tym uniewinnił K.) i 2004 roku. W maju 2008 roku SO uznał Ireneusza K. za winnego i skazał na 8 lat więzienia, zmniejszone o połowę na mocy amnestii. Był to pierwszy wyrok skazujący. Sąd uznał wtedy, że w sprawie nie stosuje się ustawy o IPN, lecz przepis Kodeksu karnego i ustawy o nieprzedawnianiu przestępstw aparatu władzy sprzed 1989 r., w myśl którego czyn taki jak pobicie skutkujące ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu - nie przedawnia się.

Wyrok ten uchylił w grudniu 2009 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie, który nie podzielił poglądu SO i uznał, że sprawa przedawniła się 1 stycznia 2005 r., a przepis, na który powoływał się SO i pełnomocnicy ojca Przemyka, nie ma tu zastosowania. Do ustawy o IPN SA nie odniósł się wcale, bo nikt się na nią nie powoływał w apelacji.

Dwa lata temu pion śledczy IPN postawił zarzuty byłym milicjantom za utrudnianie śledztwa w sprawie Przemyka oraz zastraszanie Cezarego F. i jego rodziny. Grozi im do 3 lat więzienia. Kiszczak jest zaś podejrzany o przekroczenie uprawnień przez utrudnianie i kierowanie na fałszywe tory w latach 1983-84 śledztwa w sprawie pobicia Przemyka. Podejrzany nie przyznał się i odmówił składania wyjaśnień. Grozi mu do 5 lat więzienia.