Szkoła, do której chodziła nastoletnia Dorota, zawiadomiła policję o jej losie dopiero po trzech latach od jej zniknięcia, w marcu 2009 roku - ustalił reporter RMF FM Paweł Świąder. Na warszawskim Ursusie funkcjonariusze dokonali makabrycznego odkrycia: w przydomowym ogródku znaleźli zakopane ciało dziecka. Zatrzymano m.in. matkę dziewczynki oraz partnera kobiety.

Niepełnosprawnego dziecka poszukiwano, bo nie chodziło od lat do szkoły.

Reporter RMF FM rozmawiał z wicedyrektor placówki, do której uczęszczała dziewczynka. Kobieta nie potrafiła jednak odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak późno o sprawie zawiadomiła policję - dopiero po trzech latach od zniknięcia Doroty. Nie zgodziła się także na nagranie, nasz dziennikarz usłyszał od niej jedynie zapewnienie, że interwencja była zgodna z przepisami.

List do rodziców szkoła wysłała w czerwcu 2006 roku. Nie było odpowiedzi, więc wysłano kolejne pismo we wrześniu. Rodzice zaczęli tłumaczyć, że dziecko jest poważnie chore i leczy się poza Warszawą. Szkoła prosiła o dokumenty, ale ich nie otrzymała. Dopiero w marcu 2009 zdecydowano się powiadomić policję.

Być może należało to zrobić wcześniej - przyznaje Wiesław Krzemień burmistrz Ursusa. Jednocześnie jednak dodaje, że nie może niczego przesądzać: Ja muszę sprawdzić pełną dokumentację i muszę rozmawiać z dyrektorem.

Policja dostała zgłoszenie w marcu, kolejne w sierpniu 2009, i dopiero zawiadomienie sądu we wrześniu tego roku skończyło sie przeszukaniem posesji. Trudno powiedzieć, by taki nadzór był prawidłowy.

Ile czasu minęło od zniknięcia dziewczynki do jej śmierci, będą ustalać prokuratorzy.