SLD zapowiedział złożenie wniosku o odwołanie Janusza Kurtyki z funkcji prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Liczy na poparcie koalicji rządzącej. Czarę goryczy lewicy przelał wywiad szefa IPN dla dziennika „Polska”. Kurtyka oświadczył, że były prezydent Aleksander Kwaśniewski to tajny Współpracownik komunistycznej bezpieki o pseudonimie „Alek”.

Kwaśniewski nie jest w stanie nikogo obrazić, bo był komunistycznym aparatczykiem gwarantującym Sowietom przynależność Polski do ich imperium - powiedział Kurtyka. I dodał, że Kwaśniewski miał pseudonim operacyjny TW "Alek".

To wzburzyło lewicowych polityków, jednak odwołanie Kurtyki może być bardzo trudne, o ile nie niemożliwe. Sejm nie ma nawet co marzyć o odwołaniu Kurtyki, o ile na ten pomysł nie wpadnie najpierw kolegium IPN. To jedenastoosobowe ciało, złożone głównie z historyków, jak dotąd murem stało za prezesem i nie należy oczekiwać, by coś się tu zmieniło, a bez formalnego wniosku złożonego przez Kolegium parlament jest bezradny.

Dlatego pohukiwania, gniewy i pisma składane przez SLS są nie tylko skazane na niepowodzenie, ale wręcz niezgodne z prawem. Jedyną szansą dla śniących o odwołaniu Kurtyki, byłaby zmiana ustawy. Ta jednak, choć praktycznie gotowa, wciąż nie może ujrzeć światła dziennego bo Platforma – mimo demonstrowanej niechęci do prezesa – wciąż nie może się zdecydować na rozpoczęcie wojny o IPN.

Wywiad z Kurtyką pojawił się dzień po ataku Aleksandra Kwaśniewskiego na IPN. Poszło o kontrowersyjną książkę o Lechu Wałęsie, autorstwa pracownika krakowskiego oddziału Instytutu Pawła Zyzaka. Autor stwierdził w niej m.in., że przywódca "Solidarności" miał nieślubne dziecko.