W walce z korupcją polski rząd zlekceważył zasadę rozdziału władz na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą - komentuje wydarzenia w Polsce niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung".

W demokratycznym państwie to granica, której nie wolno przekraczać - napisał warszawski korespondent dziennika Thomas Urban. Według niego państwowi urzędnicy zostali użyci do walki z politycznymi przeciwnikami. Największy opiniotwórczy dziennik niemiecki komentuje w ten sposób zaangażowanie polityków w akcję zatrzymania byłej posłanki SLD, Barbary Blidy.

Przyjmijmy, że kanclerz Angela Merkel, szef MSW Wolfgang Schaeuble, minister sprawiedliwości Brigitte Zypries, prokurator generalna Monika Harms i szefowie Federalnego Urzędu Kryminalnego oraz Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji rozmawiają o zatrzymaniu pani polityk z lewicy, która jest jakoby wmieszana w aferę korupcyjną - pisze Urban. Zypries proponuje, by sfilmować dla wiadomości telewizyjnych akcję, którą przeprowadzi jednostka antyterrorystyczna. Pani kanclerz zastrzega z kolei, żeby podejrzanej nie zakładać kajdanek, bo to w przypadku kobiety nieładnie wygląda dodaje.

Tajnych spotkań w podobnej sprawie nie można sobie wyobrazić ani w Berlinie, ani też w Londynie, Paryżu czy Rzymie, twierdzi komentator. W dodatku kontrwywiad przeprowadzał sfingowane akcje przeciw nielubianym politykom, a więc stosował prowokację, która miała skłonić politycznych przeciwników do popełnienia czynów karalnych podkreśla Urban.

Według "Sueddeutsche Zeitung" niepokojące są zarówno użycie urzędników państwowych do walki z politycznymi przeciwnikami, jak i powściągliwe reakcje polskich mediów. Natomiast winą premiera Kaczyńskiego jest to, że sięga po te same metody, które krytykował u swoich przeciwników.