Górnicy strajkujący pod ziemią w kopalni "Budryk" są bezpieczni i wcale się nie zagubili - mówi Krzysztof Łabądź, przewodniczący Związku Zawodowego Sierpień ‘80 w zakładzie. Odpiera posądzenia prezesa, że strajkujący mogą niszczyć kopalniane maszyny. Prezes "Budryka" twierdził, że Urząd Górniczy nie znalazł górników w chodniku kopalni.

Górnicy znaleźli po prostu takie miejsce, w którym jest im wygodnie i ciepło i jest to w rejonie miejsca, które zostało podane prezesowi i wiedział o tym - twierdzi Łabądź. W jego opinii prezes kopalni posyła na dół niekompetentnych ludzi, którzy nie znają rejonu. Oni są w takim miejscu, w którym nie mogą nic popsuć - uważa przewodniczący związku.

Rano sześciu przedstawicieli komitetu strajkowego w kopalni „Budryk” rozpoczęło protest 700 metrów pod powierzchnią ziemi. Zagrozili, że nie wyjadą na górę, jeśli nie zostanie podpisane zadowalające ich porozumienie płacowe. Strajkujący na powierzchni też szykują się do zejścia na dół.

Protestujący okupują chodnik w pobliżu zbiornika retencyjnego, gdzie węgiel trafia z podziemnych taśmociągów. Zdaniem przywódców związkowych o wyborze miejsca zdecydowały warunki wentylacyjne. Wśród strajkujących jest jeden ratownik. Niedawno związek zawodowy ratowników poparł bowiem protest.

Górnicy żądają podwyżki płac o 12 złotych dziennie. Zarząd kopalni proponuje jedynie 5 złotych. Pracownicy chcą jednak zarabiać tyle, ile dostają ich koledzy w Jastrzębskiej Spółce Węglowej.

Wczoraj nie doszło do kolejnej tury rozmów protestujących z zarządami kopalni i JSW, które oświadczyły, że nie mają dla górników nowych propozycji. W liście do protestujących zarząd "Budryka" przypomniał, że strajkujący nie otrzymają wypłat za okres strajku, a liderzy protestu odpowiedzą za jego zorganizowanie przed sądem. Według zarządu, nie przyjmując jego propozycji, każdy górnik tylko za ubiegły rok traci ok. 1350 zł.