"Stop JOW-om" to hasło startującej właśnie akcji Sojuszu Lewicy Demokratycznej przeciw jednomandatowym okręgom wyborczym. Politycy SLD mają w internecie, przez infolinię, a także osobiście informować wyborców o zagrożeniach, jakie - ich zdaniem - wiążą się z tym systemem wyborów. "To jest nie tylko kwestia ordynacji wyborczej, to przesądzenie o pewnego rodzaju modelu państwa, które zgadza się na to, że mocny staje się jeszcze mocniejszy, a słaby - jeszcze słabszy" - przekonywał Leszek Miller.

Pięcioro polityków Sojuszu - Katarzyna Piekarska, Paulina Piechna-Więckiewicz, Leszek Miller, Krzysztof Gawkowski i Sebastian Wierzbicki - przez dwie godziny dyżurowało w sobotę przed komputerami, udzielając na Facebooku i Twitterze informacji o zagrożeniach wiążących się, według nich, z JOW-ami. SLD planuje też powołanie w całym kraju pełnomocników, którzy będą informować o tym w terenowych oddziałach partii.

Tydzień temu Sojusz powołał komitet referendalny "Stop JOW-om", z wiceprzewodniczącym partii Zbyszkiem Zaborowskim na czele, uruchomił też w swojej siedzibie przy ul. Złotej w Warszawie Centrum Informacyjne "Stop JOW-om".

Na początku lipca politycy SLD mają zorganizować w Sejmie wysłuchanie publiczne na temat JOW-ów "Od demokracji do oligarchizacji?". Sojusz będzie się też starał o czas antenowy na spoty w telewizji, a ponadto uruchomi specjalną infolinię o zagrożeniach wiążących się z JOW-ami.

Sekretarz generalny SLD Krzysztof Gawkowski mówił na sobotnim spotkaniu z dziennikarzami, że akcja "Stop JOW-om" to sygnał, że Sojusz jest przeciwko "marginalizacji mniejszości, niszczeniu tych głosów, które nie gwarantują reprezentacji sejmowej". Ta akcja powinna pomóc Polakom postanowić, jak powinni postąpić w dniu referendum i jak zagłosować - dodał.

Przewodniczący SLD Leszek Miller podkreślał, że wprowadzenie systemu jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu może doprowadzić do "dezintegracji państwa polskiego", ponieważ "podzieli nasz kraj na dwie części" i "duża część Polek i Polaków nie będzie miała swojej reprezentacji w parlamencie". Miller podał przykład z ostatnich wyborów samorządowych w Lublinie, gdzie komitet wyborczy prezydenta miasta uzyskał 55 procent głosów, ale dało mu to aż 95 procent miejsc w radzie miasta. Z kolei pozostałe 45 procent wyborców reprezentowanych jest w radzie przez jednego radnego. Ten system wykrzywia zasadę proporcjonalności, a właściwie przy JOW-ach proporcjonalności nie ma - mówił Miller.

To jest nie tylko kwestia ordynacji wyborczej, to przesądzenie o pewnego rodzaju modelu państwa, które zgadza się na to, że mocny staje się jeszcze mocniejszy, a słaby - jeszcze słabszy. O takim państwie nie można powiedzieć, że jest sprawiedliwe w jakiejkolwiek dziedzinie. My uważamy, że państwo powinno się też troszczyć o tych słabszych. (...) Mamy nadzieję, że w referendum Polacy wypowiedzą się negatywnie albo też nie będzie to referendum wiążące - mówił Miller.

By referendum było ważne, do urn musi iść ponad 50 procent uprawnionych do głosowania, czyli w tym wypadku około 16 milionów ludzi. Nie sądzimy, żeby zwolennicy JOW-ów zmobilizowali aż tak wielu obywateli naszej ojczyzny - ocenił przewodniczący SLD.

Millera nie niepokoi natomiast spore poparcie dla Pawła Kukiza, dla którego JOW-y są głównym punktem programu i który ideę JOW-ów rozpropagował. Myślę, że trzeba tutaj oddzielić osobistą popularność Pawła Kukiza od idei JOW-ów. To się okaże, mam nadzieję, z całą jasnością podczas referendum. Proszę też pamiętać, że najbliższe wybory parlamentarne, te październikowe, odbędą się według obowiązującej ordynacji wyborczej. Nawet gdyby referendum okazało się wiążące i nawet gdyby parlament chciał zmienić konstytucję wykreślając zasadę proporcjonalności wyborów, to najbliższe wybory odbędą się według obowiązującej ordynacji - podkreślił Miller.

(edbie)