Od rana w Faktach RMF FM i na RMF24.pl opisujemy walkę rodziców o to, by mogli przez całą dobę towarzyszyć swoim dzieciom na oddziałach intensywnej terapii. Do naszej redakcji napłynęło wiele wiadomości od osób z całej Polski, które zmagały się z problemem ograniczania przez szpitale czasu, gdy rodzic może być przy swoim ciężko chorym dziecku. Część z nich cytujemy poniżej.
Chcesz podzielić się z nami historią pobytu twojego dziecka na OIOM-ie? Napisz na fakty@rmf.fm.
Dziennikarze RMF FM zajęli się problemem rodziców dzieci przebywających na oddziałach intensywnej terapii po sygnale z Poznania. Na OIT w Wielkopolskim Centrum Pediatrii trafił 7-letni Franciszek Mrug - chłopiec z niepełnosprawnością sprzężoną. Ze względu na zakażenie wirusem RSV skierowano go do izolatki. Został też wprowadzony w śpiączkę.
Pierwszego dnia rodzice mogli być z Franciszkiem, zachowując zasady reżimu sanitarnego. Kolejnego dnia już nie wpuszczono ich do dziecka.
"Pani Ordynator zaprosiła nas na rozmowę i powiedziała, że od dzisiaj możemy tylko patrzeć na Franciszka przez szybę. W jej asyście mogliśmy tam spędzić około 15 minut, ponieważ szyba znajduje się w gabinecie jednego z pracowników" - relacjonowali. Ostatecznie, po nagłośnieniu sprawy i skierowaniu pism m.in. do resortu zdrowia i Rzecznika Praw Pacjenta, dostali zgodę na przebywanie na oddziale.
Dla rodziców to jest ogromnie ważne i znaczące, by być przy dziecku, które w każdej chwili może umrzeć - podkreśliła w rozmowie z RMF FM Monika Pohl-Mrug, mama Franka.
Ponad 30 tysięcy osób podpisało się pod internetową petycją w sprawie zapewnienia dzieciom przebywającym w oddziałach intensywnej terapii całodobowego towarzyszenia rodzica.
POD PETYCJĄ MOŻNA PODPISAĆ SIĘ TUTAJ.
W odpowiedzi na pytania RMF FM resort zdrowia zapewnia, że minister zdrowia we współpracy z Rzecznikiem Praw Pacjenta oraz konsultantami krajowymi (m.in. w dziedzinie pediatrii, anestezjologii i medycyny ratunkowej) opracuje w ciągu najbliższych tygodni wytyczne dla szpitali i kierowników placówek. Będą w nich wskazane sytuacje, w przypadku których możliwe są ograniczenia w przebywaniu rodziców przy dziecku na szpitalnym oddziale.
Wytyczne mają obowiązywać w całym kraju. W pozostałych sytuacjach lecznice będą musiały umożliwiać rodzicom wizyty u małych pacjentów.
Poruszona przeżyciami rodziców 7-letniego Franka swoją historię w wiadomości do redakcji RMF FM opisała pani Katarzyna, mama 8-latka z niepełnosprawnością.
"Gdy moje dziecko miało 1,5 roku trafiło na OIT, w jednym z poznańskich szpitali z ponad 2-godzinnym stanem padaczkowym, został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną. Niestety wizyty rodziców na tym oddziale mogły się odbywać w godzinach od 14-20" - napisała.
Gdy syn naszej słuchaczki został wybudzony ze śpiączki, ograniczony czas obecności rodziców stał się jeszcze boleśniejszym problemem.
"Serce mieliśmy rozdarte, gdy o 20 musieliśmy wychodzić od niego, a on przeraźliwie płakał, że go zostawiamy. Czekanie do następnego dnia do godziny 14 było nie do wytrzymania dla nas i dla niego" - opisywała.
"Byliśmy świadkami związywania dzieci pasami do momentu, aż nie przyjdzie rodzic i nie zajmie się wybudzonym dzieckiem. Tam nikt z personelu nie przytulił, nie poczytał książki, (...) bo od tego jest przecież rodzic. Wydane rano śniadania czekały do godziny 14, bo pielęgniarki nie są od karmienia. Tym przecież zajmują się na innych oddziałach rodzice" - zauważyła pani Katarzyna.
W reakcji na nasze materiały o historii 7-letniego Franciszka i jego rodziców, napisała do nas również pani Małgorzata - szefowa jednej z fundacji, która ma wśród podopiecznych wiele małych, często hospitalizowanych dzieci.
"Znam ich historie, często dramatyczne, o tym, jak podczas pobytu w szpitalach były np. przywiązywane do łóżek, gdy rodzice nie mogli im towarzyszyć w tych trudnych momentach. Wiem, że te przeżycia zostawiają w nich straszne traumy, które towarzyszą im przez lata" - zwróciła uwagę. "Dziękuję z całego serca całemu zespołowi RMF FM, że zajęliście się tym tematem i że jest realna szansa, żeby zmienić obecny stan" - dodała.
Bolesną szpitalną historią związaną z pobytem dziecka na oddziale intensywnej terapii podzieliła się z RMF FM również pani Katarzyna.
"Operacja serca Natanka odbyła się 8 marca 2022 roku. Tego samego dnia, już po wszystkim, mogliśmy wejść na oddział, aby Go zobaczyć... trwało to ok 15 min... Kolejne wizyty miały mieć miejsce każdego dnia w ściśle określonym czasie, nie dłużej jednak niż 30 min... " - relacjonowała. Podkreśliła, że pandemiczne obwarowania były szalenie rygorystyczne.
"Każdego dnia, z duszą na ramieniu dzwoniłam z zapytaniem o stan Natana. Kilkukrotnie byłam pod drzwiami (jadąc ponad 60 km) dostarczając zapas pampersów, jedzenia... nie mogłam jednak zobaczyć dziecka... Natan przestał jeść, konieczne było założenie sondy... To był najtrudniejszy jak dotąd czas, jaki przyszło nam przetrwać..." - przyznała.
"Bliska mi osoba sama kiedyś była w sytuacji, że nie wpuszczono jej na OIOM z jej córką w krytycznym stanie. Dopiero po wielkiej awanturze ktoś zdecydował, że jednak może wejść. To była podwójna makabra, co przeżywała" - napisał na adres fakty@rmf.fm pan Łukasz.
"To niewyobrażalne, że w XXI wieku nadal istnieją sytuacje, w których rodzice nie mogą być przy swoim dziecku w najtrudniejszych momentach jego życia. To skandal, że takie ograniczenia wciąż funkcjonują! Na co dzień człowiek o tym nie myśli, ale jak już przyjdzie co do czego, to koszmar" - dodał.
Swoją historią podzielił się też z nami pan Radosław. "Nie mogliśmy być z naszym dwuletnim synkiem przez całą dobę po operacji na oddziale intensywnej terapii. Mogliśmy dziennie tylko dwie godziny z nim spędzać. Za każdym wyjściem był wielki płacz i żal. Nasz synek leżał ponad tydzień" - napisał na facebookowym profilu RMF24.pl.
Dramatycznie brzmi również relacja pani Anny, która na oddziale intensywnej terapii mogła towarzyszyć córce tylko przez 4 godziny na dobę.
"Wychodząc stamtąd zawsze płakałam. Córka, mimo że minęło od tamtego czasu już kilka lat, do dziś mi wypomina z żalem w oczach, że zostawiłam ją sama w szpitalu. Dziecku nie wytłumaczysz, że takie są procedury" - podkreśliła nasza słuchaczka.
"Mój synek kilkakrotnie musiał być na oddziale IT, gdzie odwiedziny dla rodziców są możliwe tylko dwa razy na dobę po dwie godziny" - napisała w reakcji na nasze materiały pani Agnieszka.
"Od godziny 17 do godziny 12 następnego dnia niewiele wiadomo, co się z dzieckiem dzieje, ponieważ telefonicznie nie udzielają prawie żadnych informacji. Jest to najgorszy czas dla rodzica i dla dziecka" - oceniła.
"Widziałam, jak starsze dzieci i rodzice przeżywają dramat, gdy przychodzi czas rozstania" - dodała pani Agnieszka.
"Ważne, aby rodzice pomagali w opiece/diagnozie dziecka. Są jednak sytuacje bardzo trudne, w których muszą oddać dziecko w ręce specjalistów i im po prostu zaufać. W naszym przypadku wytłumaczyliśmy całą sytuację synkowi i zaskakująco dla nas, dość szybko przystosował się do niej. Jednak wiem, że nie zawsze tak jest" - napisała z kolei pania Katarzyna.
Swoje doświadczenia związane z pobytem dziecka na OIOM-ie opisała w wiadomości do naszej redakcji również pani Karolina.
"7 tygodni bez widzenia. Jak wybłagałam lekarza, żeby pozwolił się nam zobaczyć z synkiem to uległ na tyle, że to było jak pożegnanie, bo nikt nie dawał szans na to że synek wyjdzie z OIOM-u. To było straszne" - wspominała.
"Z mężem dojeżdżaliśmy codziennie po 300 km tylko po to, żeby stanąć przed szklanymi drzwiami. Myślałam, że tylko tak dam synkowi siły na walkę" - dodała pani Karolina.


