"Sukces bądź jego brak w przypadku tego rozporządzenia w dużej mierze zależał od tego, jaką relację ze szkołą mają rodzice" - powiedziała Sylwia Żmijewska-Kwiręg, ekspertka Centrum Edukacji Obywatelskiej na antenie Radia RMF24. Gość Kuby Śliwińskiego wyjaśniła, jaki był zamysł stojący za wydanym rok temu rozporządzeniem o zniesieniu obowiązku prac domowych. Specjalistka wskazała również jakie rzeczywiste efekty przyniosło rozporządzenie.
Sylwia Żmijewska-Kwiręg skomentowała zmiany widoczne po roku od wprowadzenia zniesienia obowiązku wykonywania prac domowych przez uczniów szkół podstawowych.
Rzeczywiście prace domowe są dobrowolne (...) i mogą być nadal przez uczniów realizowane. Mogą być nawet oceniane, czyli być taką informacją zwrotną (...). To jest po prostu część procesu uczenia się, w którym uczeń po pierwsze widzi swoje postępy dzięki wskazówkom nauczyciela, wie co robi dobrze albo jakie są obszary do poprawy i podejmuje decyzję o tym, czy coś w związku z tym zrobi - mówiła ekspertka.
Specjalistka wyjaśniła, od czego zależne jest ocenienie tego, czy rozporządzenie przyniosło pożądany efekt. Wydaje mi się, że sukces bądź jego brak w przypadku tego rozporządzenia w dużej mierze zależał od tego, jaką relację ze szkołą mają rodzice i na ile rozumienie rodziców o tym, czym jest uczenie się, jest spójne z tym, w jaki sposób rozumie to szkoła - powiedziała Żmijewska-Kwiręg.
Według specjalistki kluczowy jest aspekt wspólnego zrozumienia, że rodzic również powinien motywować swoje dziecko do samodzielnej pracy w domu. Jednak do tej pory wielu rodziców miało przeciwne przekonanie.
Jeszcze 15 lat temu uczestniczyłam w takiej dość dziwnej dyskusji z rodzicami z klasy mojego dziecka, w którym był wyraźny nacisk w stronę nauczyciela, żeby zadawał więcej prac domowych w klasach 1-3 i by jeszcze je oceniał. Kiedy zadawano pytanie "Ale dlaczego?" To dostawałam odpowiedź od rodziców "bo moje dzieci w domu się nie uczą". Ja mówię "ale to nie jest zadaniem nauczyciela, żeby wasze dzieci w domu się uczyły. To już jest moja odpowiedzialność jako matki i nas jako rodziców" - opowiadała Żmijewska-Kwiręg.
Wydaje mi się, że to rozporządzenie (...) bardzo mocno pokazywało to przeniesienie tej odpowiedzialności czy wreszcie takie równomierne jej rozłożenie pomiędzy szkołę a rodziców - podkreśliła specjalistka.
Zdaniem Żmijewskiej-Kwiręg rozporządzenie nadało większa autonomię szkołom, którą w rzeczywistości miały już wcześniej.
Mówimy o tym, że został zniesiony obowiązek prac domowych, ale gdzie ten obowiązek był zapisany w przepisach prawa polskiego? Znam dość dobrze prawo oświatowe i rozporządzenie w sprawie klasyfikacji i oceniania i tam takiego zapisu nie ma. Te zasady dotyczące prac domowych, a w zasadzie oceniania stopniem prac domowych były wprowadzane już przez poszczególne szkoły na poziomie statutów. Jak się tam pojawił zapis pod tytułem, że uczeń ma minimum 3 oceny z zadań domowych, to siłą rzeczy nauczyciel miał zapisane, ale w prawie szkolnym. Proszę pamiętać, że ono powinno być też zgodne z prawem wyższego rzędu, czyli rozporządzeniem - zaznaczyła specjalistka.
Widzę, że właśnie taka świadoma, wspólna na poziomie całej rady pedagogicznej refleksja i zmiana praktyki rzeczywiście przynosi efekty. Przede wszystkim w postaci takich widocznych sukcesów uczniów dostrzeganych przez nich później w postaci motywacji, którą oni mają do tego, żeby podejmować różnego rodzaju nieobowiązkowe działania. Korzyść jest taka, że po prostu się rozwijają. Każdy na swój sposób indywidualny, bez takiej presji, stopnia czy uwagi za brak zrealizowanej pracy domowej - zauważyła ekspertka.
Być może to jest taka lekcja do odrobienia. Warto przyjrzeć się tym szkołom, które sobie z tym od lat radziły i pokazać to jako dobrą praktykę - skomentowała Sylwia Żmijewska-Kwiręg.
Opracowanie: Natasza Pankratjew


