Ciężarna kobieta z trojgiem dzieci miała być w czwartek eksmitowana z mieszkania komunalnego w Łodzi do klitki, gdzie nawet nie ma toalety. Decyzję o "wyprowadzeniu” rodziny podjął sąd na wniosek miasta, który jest wierzycielem pani Wioletty. Do eksmisji ostatecznie nie doszło.

Rano przed mieszkaniem kobiety przy ul. Orlej pojawili się społecznicy, którzy owinęli się łańcuchami i bronili wstępu do budynku przed komornikiem. Liderem grupy był Piotr Ikonowicz (założyciel partii: Ruchu Sprawiedliwości Społecznej). Gdy na miejsce przyjechali komornicy w asyście policjantów, nie zdołali wejść do mieszkania, ale też nie próbowali siłą przedrzeć się przez kordon ludzi. Po kilkudziesięciu minutach okazało się, że komornik podjęła decyzję, iż eksmisja zostaje wstrzymana. Jednak pani Wioletta nie dostała tej decyzji na piśmie i nie było wiadomo, na jak długo zawieszono wyprowadzkę.

Protestujący starali się uzyskać potwierdzenie decyzji komornik i chcieli zapytać o to prezydent Łodzi. Hanna Zdanowska miała być na konferencji prasowej w innej części miasta, ale spotkanie z dziennikarzami odwołano na kwadrans przed planowaną godziną.

Nie dając za wygraną, obrońcy pani Wioletty poprosili o wyjaśnienia wiceprezydenta Jabłońskiego, obecnego w magistracie. Odpowiedzi nie było. Dopiero w ostatniej chwili rzecznik prezydent przekazał informację, że sprawą zajęła się prezydent Zdanowska i kobieta wraz z dziećmi przeniesie się do takiego lokalu socjalnego, który zaspokoi potrzeby rodziny.

Pani Wioletta wraz z trojgiem dzieci dostała wyrok sądu o eksmisji 3 lata temu, bo zadłużyła mieszkanie na ponad 14 tys. złotych (to stan zadłużenia na lipiec 2015 roku). Kobieta zaczęła popadać w długi po śmierci babci (która była głównym najemcą lokalu), a potem jeszcze straciła pracę przez problemy ze zdrowiem. Próbowała spłacić zaległy czynsz i chciała też go odpracować, ale urzędnicy nie widzieli takiej możliwości. Po wyroku sądu o eksmisji pani Wioletta miała dostać mieszkanie socjalne zamiast, zajmowanego 59-metrowego, trzypokojowego lokalu.

Proszę zobaczyć, tutaj stworzyłam warunki dla dzieci, żeby miały odrębne pokoje, łazienkę, bo kiedyś tu nie było wody (była tylko na korytarzu) - opowiada kobieta - A zaproponowano mi dwa mieszkania, których nie mogłam przyjąć. Pierwsze było bez wody - hydrant na środku podwórka. Drugie mieszkanie (to jest to, do którego teraz mielibyśmy się przeprowadzić) to przy ul. Sosnowej, gdzie jest pokój 24 metry kwadratowe i maleńka kuchnia. Tam też nie ma łazienki, a toaleta jest poza lokalem.

Trudno sobie też wyobrazić sytuację, że w tak niewielkim mieszkaniu pomieści się matka z dwojgiem nastoletnich dzieci, jednym małym i noworodkiem (pani Wioletta jest w ciąży i w grudniu ma się pojawić czwarte dziecko).

Agnieszka Wyderka